O miłości do koni i o talencie, którego nie wolno zmarnować. W podaniach można odnaleźć wiele opisów przypadków koni trudnych, kompletnie nieobliczalnych i bardzo niebezpiecznych. Konie te kopały, gryzły, stawały dęba, ponosiły, zrywały najsilniejsze nawet pęta. Czy istniał na nie jakiś sposób? Kozacka legenda mówi o ludziach potrafiących w niewytłumaczalny sposób okiełznać konie. Zaczęto na nich mówić czarodzieje. Kozacy wierzyli, że ludzie ci dostali od Boga szczególny dar. Czy to możliwe, aby rozumienie i czucie koni kozackiego atamana było takie samo jak metody treningowe Polaka mieszkającego na wschodnich rubieżach na początku XXI wieku? Przypadek, zrządzenie losu, a może zakodowana w łańcuchach DNA pamięć?
Premiera (Świat)
15 maja 2017Premiera (Polska)
15 maja 2017Liczba stron
312Autor:
Krzysztof CzarnotaKraj produkcji:
PolskaGatunek:
non-fictionWydawca:
Polska: Zysk i S-ka
Najnowsza recenzja redakcji
Czarodzieje koni jest to powieść dość dziwna. Balansuje pomiędzy fikcją a realizmem. Ani to poradnik ani biografia, a tym bardziej powieść historyczna. Przyznam, że miałam z tą książką ogromny problem. Zwłaszcza na początku były chwile, gdy miałam ochotę zatrzasnąć ją z hukiem i sprawdzić jej właściwości aerodynamiczne, wyrzucając na przykład przez okno.
Główny bohater to prawdziwa męska Mary Sue, tylko w siodle. Brakowało jedynie tego, żeby prowadził z jakimś rumakiem dialogi w stylu Ed, koń, który mówi. Wątek przewodni, czyli odnalezienie w siodle pamiętnika atamana również sprawił, że opadły mi ręce. Głęboko obrażona postanowiłam czytać twardo dalej i…. O dziwo, nie żałuję. O tych wszystkich minusach na początku z poczucia dziennikarskiego obowiązku musiałam napisać. Te mankamenty warto przetrzymać i nie spisywać tej powieści na straty z kilku powodów.
Po pierwsze, warto uświadomić sobie, że Krzysztof Czarnota jest znakomitym trenerem koni, ale literatem takim sobie. Wydanie książki zbiegło się w czasie z dwusetną rocznicą istnienia Janowa Podlaskiego. Gdy na książkę spojrzymy, jak na próbę zbeletryzowania historii pojawienia się na polskich ziemiach koni arabskich, przestanie nas drażnić wiele rzeczy.
Czarodzieje koni to książka o ludziach i ich pracy ze zwierzętami. Gorącokrwiste araby do najłatwiejszych w ułożeniu nie należą. W koniarskich kręgach mówi się nawet, że „albo ty zajeździsz araba albo on ciebie”. Ludzie, którzy się nimi zajmowali musieli być zatem dość niebanalni. Podróż głównego bohatera w celu odnalezienia żyjących potomków atamana jest pretekstem do wyciągnięcia na światło dzienne wspaniałych ludzi, którzy poświęcili swe życie pracy z końmi, a niestety nie zapisali się na kartach historii w podręcznikach i naszej świadomości. A szkoda, bo są to dzieje doprawdy niezwykłe.
Tłem podróży głównego bohatera są kresy. Jest to podróż trochę mdła. Autor chciał chyba wprowadzić do powieści trochę magii, ale wyszło tak sobie, jeśli chodzi o sam wątek. Na szczęście kresy, fascynujący świat dzikich kozaków i rączych koni broni się sam.
Czarodziei koni czyta się błyskawicznie. Czarnota ma przyjemny, gawędziarski styl, którym potrafi porwać czytelnika. Po jakimś czasie odbiorca będzie w stanie mu wybaczyć wszystkie potknięcia. Poza tym warto docenić skrupulatne poszukiwania historyczne, jakie musiał odbyć Czarnota. Dzięki niemu pewne znakomite postaci polskiej historii odżyły na nowo.
Książka Krzysztofa Czarnoty jest skierowana zdecydowanie do miłośników siodła i otwartych przestrzeni. Jednak także wielbiciele kresów i sienkiewiczowskich klimatów powinni być również zadowoleni.