Czas honoru - Powstanie rozgrywa się pomiędzy sezonami 4. i 5., więc będziemy obserwować bohaterów podczas Powstania Warszawskiego. Jako że wiemy, co dzieje się dalej, serial ten jest doskonałą okazją do wypełnienia luk oraz pokazania momentów wcześniej zaledwie wspomnianych. Wygląda to szczególnie interesująco, gdy obserwujemy pierwsze spotkanie z Karkowskim (Bartek Kasprzykowski) i doskonale wiemy, że będzie on zdrajcą. To pozwala oglądać niektóre wydarzenia z zupełnie innej, nie mniej satysfakcjonującej perspektywy.
Pilot serialu Czas honoru - Powstanie to tak naprawdę przedłużający się wstęp. Twórcy chcą widzom przedstawić relacje bohaterów, pokazać ich z ludzkiej strony jako osoby mające marzenia, miłości i plany życiowe, by ich walka o wolność (a zarazem śmierć co poniektórych) miała większy wydźwięk w kolejnych odcinkach. Jeśli scenarzyści dobrze wykorzystają wydarzenia z premiery, powinno to później procentować pod względem emocjonalnym.
Michał Konarski (Jakub Wesołowski) często w tym serialu był pokazywany jako nierozgarnięty głupiec. Nieraz w poprzednich sezonach siarczyście na to złorzeczyłem, ale w Powstaniu zdrowo przesadzono. Michała ukazano jako człowieka, który popełnia kardynalne błędy, nie myśli i jeszcze obraża się jak nastolatka. Przecież każdy ma tam świadomość, że nie mają zbyt dużo zapasów na powstanie, bo mówiono o tym niejednokrotnie, ale Michał odprawia sobie konkurs strzelniczy. Wyprawę po karabin jeszcze da się przeżyć, bo przynajmniej jest pokazana z głową i dostarcza wrażeń.
[video-browser playlist="616527" suggest=""]
Niepokojąca jest jedyna scena akcji w tym odcinku, czyli krótkie starcie z Niemcami podczas wyjścia po karabin. Mianowicie praca kamery próbuje nieudolnie naśladować amerykańskie kino - dostajemy trzęsącą się kamerę z ręki, która ma imitować dynamizm. Problem w tym, że efekt jest niezwykle chaotyczny i pozostawia po sobie negatywne wrażenie. Oby w kolejnych odcinkach nie próbowano takich eksperymentów, bo w istocie nie wychodzi to najlepiej i psuje odbiór niezłej sceny.
Problemem są też nowi bohaterowie, którzy zostali przedstawieni nie najlepiej. W większości są to na razie tylko imiona bez osobowości i czegokolwiek, co mogłoby wywołać emocje. Zabawne jednak jest, że w tym gronie znalazł się poeta zwany Mickiewicz. I takim też sposobem scenarzysta może bawić się smaczkami, nawiązując do twórczości pisarzy z tamtego okresu. Widzimy, jak co jakiś czas, inspirując się danymi wydarzeniami, coś tam sobie skrobie w notesiku. Z czasem może okazać się to miłym akcentem tego sezonu.
Czas honoru - Powstanie oferuje przeciętny, ale konieczny wstęp, który nie wywołuje jeszcze tak wielkich emocji, jak powinien, i nie porywa tak, jak można byłoby oczekiwać. Wydaje się, że jest lepiej niż w dwóch ostatnich sezonach, ale to jeszcze nie to. Premierowy odcinek ma swoje momenty, w których muzyką i wydarzeniami budowane są wielkie emocje, podsycane jeszcze odpowiednią dawką patosu - one zapowiadają, że może być wyraźnie lepiej. Po Powstaniu spodziewałem się jednak o wiele więcej.