Czas honoru - Powstanie pokazuje, że na ten sezon producenci wydali prawdopodobnie więcej niż na wszystkie pozostałe razem wzięte. Oczywiście temu wszystkiemu daleko do światowych standardów, więc nie ma nawet najmniejszego sensu próbować porównywać i przez taki pryzmat dokonywać oceny. Na tle polskiej telewizji i całego Czasu honoru efekty pirotechniczne mogą się jednak podobać. Czasem to może nie zgrywa się dobrze - gdzieś pryska iluzja i czuć, że oglądamy pirotechnikę, a nie nalot samolotów - jednakże na tle współczesnych amerykańskich produkcji przesyconych efektami komputerowymi to, co pokazuje w kolejnych 2 odcinkach Czas honoru - Powstanie, jest czymś, czego brakuje w telewizji.

Tego typu opowieści zawsze są ryzykowne dla filmowców. W kwestii Niemców mogą popaść w skrajność i zrobić z nich komiksowych złoczyńców, ale raczej można śmiało założyć, że w Powstaniu udział brali także mniej źli Niemcy, którym masowe zabijanie cywilów się nie podobało. To wprowadza w serialu przyjemny zabieg pokazujący działania okupanta z dwóch perspektyw. W kwestii jednak tych drastycznych metod Czas honoru - Powstanie zaskakuje, bo pokazuje coś, czego niektóre amerykańskie telewizje by się bały: masowe mordy czy bezpardonowe strzelanie dzieciom w głowę. Takie sceny nieźle działają w serialu, choć nie wszystkie mają w sobie odpowiednio duży ładunek emocjonalny.

Problemem Powstania nadal są nowi bohaterowie, których losem powinniśmy się przejmować. Tylko że po 5 odcinkach są oni mi zupełnie obojętni. Żaden nie wzbudza jakichkolwiek emocji i zauważyłem, że interesuje mnie tylko to, co przytrafi się głównej grupie bohaterów. Najgorsza jednak jest łopatologia niektórych scen i ich oczywistość - kiedy widzimy scenę z naburmuszonym Mickiewiczem, który nie chce macać głowy Bambo, następująca kolej rzeczy już staje formalnością. Stworzenie postaci, które nie wzbudzają emocji, to jedno, ale partolenie takich scen, które jakieś emocje mogłyby wywołać, to coś zupełnie innego.

[video-browser playlist="632247" suggest=""]

Najsłabszym elementem jest wątek Leny i matki Wandy, które najpierw siedzą 1 odcinek w piwnicy, by kolejny przesiedzieć jako jeńcy. Trochę to nudne, zbyt ograne, a koniec końców wydaje się przeciągane na siłę. Oczywiście plus za ukazanie okrucieństwa oprawców w 5. odcinku, bo dodaje to serialowi realizmu, którego często tu brakowało, ale cały wątek tych postaci rozczarowuje.

Na jego tle lepiej prezentują się historie Wandy i Celiny, gdyż ładnie pokazano widzom tragiczne wydarzenia, których są świadkami i jak kobiety walczą o życie. Choć jesteśmy świadomi, że obie przeżyją, wygląda to dobrze, a nawet pobudza jakieś emocje. Nie podoba mi się natomiast wprowadzanie w całe Powstanie Warszawskie mdłego romansu. Z jednej strony mamy relację Rudej, Waldka i pana nielubiącego nosić opaski, która jest irytująca i wydaje się po prostu wciśnięta na siłę, bo ten serial tego wymaga. Z drugiej mamy koszmarną scenę z 5. odcinka, w której sfochana łączniczka nie mówi Bronkowi o tym, że Wanda żyje. To jest już przesada i absurd.

Ładnie prezentuje się atak na Gęsiówkę, ponieważ producenci Powstania zorganizowali sobie czołg. Wygląda to nieźle i pewnie wrażenie byłoby naprawdę dobre, gdyby nie głupia śmierć Mickiewicza. Komicznie wypada scena, w której Krawiec podchodzi do zalanego krwią bohatera i zadaje idiotyczne pytanie. Czasem odnoszę wrażenie, że scenariusz tego serialu jest pisany na kolanie.

Czytaj również: Nie ma to jak "Pitbull"

Czas honoru - Powstanie ogląda mi się o wiele lepiej niż poprzedni 2 sezony, rozgrywające się po wojnie. Śledzenie losów bohaterów podczas Powstania Warszawskiego okazuje się naprawdę solidną rozrywką, w której nie brak jednak niedopracowań.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj