Już sam tytuł - "The Star" - zwiastował, co może zdarzyć się w ostatnim odcinku tego sezonu. Jeśli ktoś połączył tytułową gwiazdę i CIA, kluczową organizację w Homeland, prawdopodobnie łatwo doszedł do Ściany pamięci, miejsca upamiętniającego pracowników Agencji, którzy oddali życie w służbie ojczyzny. Czyja gwiazda miała się na niej pojawić, pozostawało pytaniem pozornie nieco trudniejszym. Tak naprawdę jednak opcja była jedna.

Uwaga, recenzja zawiera szczegóły dotyczące fabuły odcinka.

Ten z bombą w bunkrze, ten z zamachem na CIA, ten, w którym zginął Brody – tak będziemy pamiętać poszczególne finały serialu stacji Showtime. Bardzo niewiele było w tym sezonie bohatera granego przez (rewelacyjnego w tej roli) Damiana Lewisa. Po wydarzeniach z 12/12 Brody musiał udać się na banicję, a w serialu widzieliśmy tylko strzępki jego przeżyć. Usunięcie na bok jednego z głównych bohaterów było odważną decyzją ze strony twórców. Finał natomiast idzie o krok dalej i pozbywa się go na zawsze.

Powrót Nicholasa Brody’ego kilka odcinków temu miał na celu zrehabilitowanie tej postaci. Wyleczony z uzależnienia (oczywiście serialowe odwyki trwają zazwyczaj krócej niż te prawdziwe) znów zdecydował się pomóc swojej ojczyźnie. Droga Brody’ego od pilota była długa i kręta, ale twórcom niewątpliwie należą się gromkie brawa za stworzenie tak wielowymiarowego bohatera. Postać grana przez Lewisa mogła często zmieniać strony konfliktu, jednak jej działania zawsze były dobrze umotywowane. Brody nigdy nie był terrorystą z prawdziwego zdarzenia, scenarzyści nigdy nie pozwolili, by widzowie przestali darzyć go sympatią. Jego powrót i odkupienie win w miejscu, w którym wszystko się zaczęło, stanowi świetną klamrę i zamyka – jak się zdaje – pierwszy rozdział Homeland.

[video-browser playlist="634978" suggest=""]

Wiele było w tym sezonie uproszczeń i zbiegów okoliczności, które scenarzyści aranżowali, by posuwać fabułę do przodu, ale scenę uśmiercenia Brody’ego zrealizowano z prawdziwą wirtuozerią. Jak gdyby genialny pierwszy sezon Homeland właśnie się kończył, a nie pozostawał niedoścignionym wzorcem sprzed dwóch lat. Zamiast efektownej walki o życie (byłego?) marine, próby odbicia go, wyścigu z czasem, twórcy stawiają na spokojną, trwającą kilka minut scenę powieszenia. Choć w teorii może dojść do jakiegoś ratunku w ostatniej chwili, przeczuwamy, że żadna deus ex machina nie wchodzi w grę. Jednocząc się myślami z Carrie, patrzymy, jak Nicholas Brody odchodzi bezpowrotnie.

Brody podjął próbę wymazania grzechów z przeszłości, ale całkowicie mu się to nie udało. Przynajmniej nie w oczach CIA, które nie przyznało mu gwiazdy na Ścianie pamięci. I całe szczęście. Mianowanie go pośmiertnie "prawdziwym amerykańskim bohaterem" zupełnie zabiłoby - już i tak nadszarpniętą w tym sezonie - wiarygodność świata przedstawionego. Nie wspominając o pełnym szczęśliwym zakończeniu, które w tym serialu chyba nie ma prawa wystąpić.

[video-browser playlist="634980" suggest=""]

Sam finał był genialny w swojej prostocie. Zrezygnowanie z napięcia i efektowności na rzecz bohaterów i ich emocji to coś, na co mogą sobie pozwolić tylko najlepsze produkcje. Homeland temu zadaniu w "The Star" bez wątpienia podołał, a jedynymi rzeczami, które można mu zarzucić, są te wynikające już z poprzednich odcinków. O ile wyjawienie, że upadek Carrie jako agentki był od początku zaplanowany, mogło się podobać, o tyle kolejne fazy planu Saula od razu nasuwały szereg wątpliwości. Jak CIA zamierza kontrolować Javadiego? Co, jeśli ten znajdzie sposób, żeby się od nich uniezależnić? Wreszcie - co, jeśli cały plan wyjdzie na jaw? Już na papierze ten pomysł nie wyglądał zbyt dobrze, a co dopiero, gdyby w rzeczywistości udało się go zrealizować. Niemniej finał pokazuje, że wszystko się udało i na świecie jest spokojniej niż kiedykolwiek. Niestety problem konfliktu na Bliskim Wschodzie jest dużo bardziej skomplikowany, aniżeli myśli Saul i scenarzyści Homeland. Co prawda szkoda, że w przyszłym sezonie być może zobaczymy mniej Mandy’ego Patinkina, ale chyba dobrze się stało, że CIA ma nowego dyrektora.

Choć trzeci sezon znacznie różnił się od poprzednich, wydaje się, że to dopiero on, a nie drugi, jest końcem pierwszego rozdziału Homeland. W czwartym nie tylko będziemy oglądać nowe CIA, ale też po raz pierwszy zobaczymy Carrie w świecie bez Brody’ego. Bez człowieka, który stanowił sens jej życia przez ostatnie trzy lata.

Nowe otwarcie jest też dokładnie tym, czego Homeland potrzebuje. Carrie Mathison będzie mogła rozwinąć skrzydła jako ceniony i zaufany pracownik CIA, a rodzina Brody’ego w końcu zniknie z ekranu. Miejmy nadzieję, że nie zabraknie również rozgrywek wewnątrz Agencji. To właśnie one – a nie operacje szpiegowskie - wychodziły twórcom w trzecim sezonie najlepiej.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj