Czas porachunków to kolejny z wielu filmów sygnowanych nazwiskiem Bruce'a Willisa. Oceniam dla Was, jak wypada.
Czas porachunków już od pierwszych minut zapewnił mnie, że będzie to jazda bez trzymanki – zjeżdżalnią wodną w aquaparku. Widocznie ktoś źle podłączył zawór i zamiast walącej chlorem, ale jednak czystej wody, tuba, którą zjeżdżałem, pełna była fekaliów niewiadomego pochodzenia. I bynajmniej tej reakcji nie wywołał widok twarzy
Bruce'a Willisa, zrobiła to pierwsza scena szturmu komandosów na okupowaną przez terrorystów szkołę. Wiem, że to nie dokument i nie musi być realistycznie, ale na miłość boską, to najgorsza tego typu scena, jaką widziałem w jakimkolwiek filmie czy serialu. A jeśli czytaliście moje recenzje, to wiecie, że kilka "perełek" przez moje ręce przeszło i kino akcji klasy Z nie jest mi obce.
Ale od początku! Film opowiada o byłym żołnierzu jednostek specjalnych, a obecnie policjancie, Connerze (
Kevin Dillon) i jego zmaganiach z bossem narkotykowym (Leon Robinson). Bohater musi uwolnić swoją ciężarną żonę, porwaną w celu szantażu. Pomaga mu jego stara paczka, w tym jego własny brat, a także ich były dowódca (
Frank Grillo). Gdzieś w tle mamy aferę narkotykową i ściśle z nią związanego szefa policji (Willis). Nie wszystko idzie zgodnie z planem, a w obliczu stale zmieniającej się sytuacji wrogowie stają się w przyjaciół.
O grze aktorskiej nie będę się tu wypowiadał, bo takowej nie ma. Nie wiem, czy aktorzy mieli wyglądać na zmęczonych, czy po prostu byli zmęczeni, ale niemal każdy ma wory pod oczami i wypowiada się z energią leniwca, który właśnie wrócił z dwutygodniowego urlopu na Jamajce, gdzie bardzo dokładnie zgłębiał zwyczaje Rastafarian. Nie ma tu krzty emocji, energii, czegokolwiek, co pchnęłoby ten film do przodu.
Nieco lepsza od gry aktorskiej jest warstwa techniczna filmu, ale naprawdę – tylko nieco. Wybuchy, a także sceny wymiany ognia i walki są pozbawione w większości sensu i logiki, ale da się je obejrzeć, o ile wyłączymy myślenie. Przyczepić za to muszę się do kolorystyki obrazu, której nie da się wytłumaczyć klimatem filmu, a jedynie niskim budżetem i lenistwem twórców.
Ten film bardzo chce być miksem
Dnia Próby i
Gorączki. A jednak gorączka grozi nam jedynie podczas seansu – i to jeszcze połączona z migreną. Chciałbym napisać coś pozytywnego o tym filmie, ale zwyczajnie nie mogę.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h