Powieść Kazuki Sakuraby reklamuje się jako wielopokoleniową sagę o kobietach, mandze i morderstwie, co poniekąd jest prawdą, ale i także małym chwytem marketingowym. Zwłaszcza ta część o mandze kusi, a niczego nieświadomy czytelnik lubujący się w japońskich komiksach sięgnie po tę niezwykle grubą powieść bez wahania. I jeszcze kwestia techniczna – książka jest przetłumaczona z języka angielskiego, a nie japońskiego, co niekoniecznie może się podobać. Manyō to pierwsza bohaterka tej powieść. Dziewczyna pochodząca z gór, porzucona niedługo po II wojnie światowej i adoptowana przez mieszkańców Benimidori, nadmorskiego miasteczka. To początek niezwykłej historii rodziny Akakuchibów, ponieważ o ile Manyō trafia do rodziny ubogiej, już niedługo zwraca uwagę Tatsu Akakuchiby, matrony rodu, do którego należy huta żelaza, a ich czerwona rezydencja góruje nad Benimidori. Manyō zostaje po osiągnięciu dorosłości żoną Yōjiego, kolejnego następcy rodu, tym samym wżeniając się w rodzinę znakomitą – pomimo swojego analfabetyzmu i braku podstawowej wiedzy o świecie. Jest ona jednak wieszczką, ponieważ ma dar, który pozwala widzieć jej przyszłość. Manyō wie zatem wiele nie tylko o tym, co spotka ją samą, ale także jej krewnych i bliskich. Pewnego dnia widzi ona wizję mężczyzny latającego po niebie… Tak rozpoczyna się powieść wielokrotnie w Japonii nagradzana, także w kategoriach kryminałów. Nie bez przyczyny – w końcu rzekomo to historia także o morderstwie. To prawda, ale aby dotrzeć do owej zbrodni, trzeba przeczytać niemal większość książki, ponieważ część kryminalna to zaledwie mała cząstka, opowiedziana przez trzecią bohaterkę, a zarazem narratorkę i wnuczkę Manyō, Tōko. Akakuchiba-ke no densetsu to przede wszystkim saga rodzinna, głęboko zresztą osadzona w historii XX-wiecznej Japonii. Miłośnicy realizmu magicznego będą czuli się jak w domu – wizje Manyō to nie wymysł, a rzeczywiście sprawdzające się przepowiednie. Powieść jest też przesiąknięta onirycznym klimatem, który od pierwszych stron przyciąga, ale z czasem mocno słabnie. Lata powojenne i historia Manyō, kobiety niewykształconej, ale o dobrym sercu to najbardziej interesująca część książki. Opowieść o Kemari, jej szalonej, zbuntowanej córce traci już coś ze swojej tajemniczości, ponieważ jest liderką gangu, a potem także i mangaczką – połączenie to dość dziwne. Dopiero Tōko, zupełnie zwyczajna dziewczyna odkrywa ostateczną tajemnicę morderstwa, które dokonało się podobno kiedyś w jej rodzinie.
fot. Wydawnictwo Literackie
To absolutnie nie jest typowy kryminał – jak wspomniałam, część omawiająca morderstwo jest tu zaledwie ułamkiem opowieści, snutej przez narratorkę. Najlepiej odnajdą się tu miłośnicy prozy obyczajowej, a już na pewno tej z dodatkiem realizmu magicznego. Nie każdemu wystarczy też prawdopodobnie cierpliwości do przebijania się przez liczne strony, z których część nie wprowadza wiele do fabuły. To po prostu bardzo szczegółowo opisana historia rodziny, od roku 1953 począwszy. Liczba bohaterów przewijających się przez powieść także poraża, może więc dojść w końcu do tej niekoniecznie miłej sytuacji, kiedy postacie zaczynają się odrobinkę mylić. Nie nazwałabym też tej powieści historią o mandze – owszem, jest taki wątek, ale w żadnym razie nie ma co nastawiać się na szczegółowy zapis etapu powstawania każdego rozdziału. Książka jest raczej dowodem, jak bardzo trudno być twórcą mangi i na jak wiele wyrzeczeń trzeba być gotowym – w tej kwestii nic się nie zmieniło od czasów Kemari, czyli ostatnich dekad ubiegłego wieku. Trudno utożsamiać się z bohaterami powieści Sakuraby. Manyō jest zbyt niezwykła, Kemari to łobuziara w każdym calu, a jej córka Tōko jest tak zwyczajna, że aż odrobinę nudna. To też reprezentantka współczesnych młodych Japonek, które nie mają często żadnego pomysłu na siebie, o wymarzonej pracy nie mówiąc. Tōko pochodzi z bogatej rodziny, nie musi więc robić nic, a jej główne zajęcie to słuchanie rodzinnych opowieści. Tylko sprawa tajemniczego morderstwa odrobinę urozmaica identyczne dni. Jej babka i matka również borykały się z problemami japońskich realiów, a gospodarka ma tutaj niemałe znaczenie – w końcu Akakuchibowie to właściciele huty. Trzeba autorce przyznać, że wspaniale oddaje nastrój powojennej Japonii, kiedy kult pracy sprawił, że kraj szybko powstał z kolan, a zapał młodych mężczyzn bezpośrednio pomógł narodowi w potrzebie. Im jednak dalej, w tym większy marazm wpadają kolejne pokolenia Japończyków… Akakuchiba-ke no densetsu czyta się chwilami świetnie, a czasem dużo gorzej. Nie każda rodzinna historia okaże się równie fascynująca, a i całość może być za długa i zbyt monotonna. To saga rodzinna zdecydowanie dla miłośników poważniejszej lektury, która może nie doprowadzi do łez, ale też i szczególnie nie rozweseli.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj