Czerwone dziewczyny. Legenda rodu Akakuchibów – recenzja książki
Data premiery w Polsce: 27 kwietnia 2017Czerwone dziewczyny. Legenda rodu Akakuchibów to powieść niezwykła, choć także odrobinę nierówna, aczkolwiek i tak wciągająca czytelnika w swój dziwny świat.
Czerwone dziewczyny. Legenda rodu Akakuchibów to powieść niezwykła, choć także odrobinę nierówna, aczkolwiek i tak wciągająca czytelnika w swój dziwny świat.
Powieść Kazuki Sakuraby reklamuje się jako wielopokoleniową sagę o kobietach, mandze i morderstwie, co poniekąd jest prawdą, ale i także małym chwytem marketingowym. Zwłaszcza ta część o mandze kusi, a niczego nieświadomy czytelnik lubujący się w japońskich komiksach sięgnie po tę niezwykle grubą powieść bez wahania. I jeszcze kwestia techniczna – książka jest przetłumaczona z języka angielskiego, a nie japońskiego, co niekoniecznie może się podobać.
Manyō to pierwsza bohaterka tej powieść. Dziewczyna pochodząca z gór, porzucona niedługo po II wojnie światowej i adoptowana przez mieszkańców Benimidori, nadmorskiego miasteczka. To początek niezwykłej historii rodziny Akakuchibów, ponieważ o ile Manyō trafia do rodziny ubogiej, już niedługo zwraca uwagę Tatsu Akakuchiby, matrony rodu, do którego należy huta żelaza, a ich czerwona rezydencja góruje nad Benimidori. Manyō zostaje po osiągnięciu dorosłości żoną Yōjiego, kolejnego następcy rodu, tym samym wżeniając się w rodzinę znakomitą – pomimo swojego analfabetyzmu i braku podstawowej wiedzy o świecie. Jest ona jednak wieszczką, ponieważ ma dar, który pozwala widzieć jej przyszłość. Manyō wie zatem wiele nie tylko o tym, co spotka ją samą, ale także jej krewnych i bliskich. Pewnego dnia widzi ona wizję mężczyzny latającego po niebie…
Tak rozpoczyna się powieść wielokrotnie w Japonii nagradzana, także w kategoriach kryminałów. Nie bez przyczyny – w końcu rzekomo to historia także o morderstwie. To prawda, ale aby dotrzeć do owej zbrodni, trzeba przeczytać niemal większość książki, ponieważ część kryminalna to zaledwie mała cząstka, opowiedziana przez trzecią bohaterkę, a zarazem narratorkę i wnuczkę Manyō, Tōko. Akakuchiba-ke no densetsu to przede wszystkim saga rodzinna, głęboko zresztą osadzona w historii XX-wiecznej Japonii. Miłośnicy realizmu magicznego będą czuli się jak w domu – wizje Manyō to nie wymysł, a rzeczywiście sprawdzające się przepowiednie. Powieść jest też przesiąknięta onirycznym klimatem, który od pierwszych stron przyciąga, ale z czasem mocno słabnie. Lata powojenne i historia Manyō, kobiety niewykształconej, ale o dobrym sercu to najbardziej interesująca część książki. Opowieść o Kemari, jej szalonej, zbuntowanej córce traci już coś ze swojej tajemniczości, ponieważ jest liderką gangu, a potem także i mangaczką – połączenie to dość dziwne. Dopiero Tōko, zupełnie zwyczajna dziewczyna odkrywa ostateczną tajemnicę morderstwa, które dokonało się podobno kiedyś w jej rodzinie.
To absolutnie nie jest typowy kryminał – jak wspomniałam, część omawiająca morderstwo jest tu zaledwie ułamkiem opowieści, snutej przez narratorkę. Najlepiej odnajdą się tu miłośnicy prozy obyczajowej, a już na pewno tej z dodatkiem realizmu magicznego. Nie każdemu wystarczy też prawdopodobnie cierpliwości do przebijania się przez liczne strony, z których część nie wprowadza wiele do fabuły. To po prostu bardzo szczegółowo opisana historia rodziny, od roku 1953 począwszy. Liczba bohaterów przewijających się przez powieść także poraża, może więc dojść w końcu do tej niekoniecznie miłej sytuacji, kiedy postacie zaczynają się odrobinkę mylić. Nie nazwałabym też tej powieści historią o mandze – owszem, jest taki wątek, ale w żadnym razie nie ma co nastawiać się na szczegółowy zapis etapu powstawania każdego rozdziału. Książka jest raczej dowodem, jak bardzo trudno być twórcą mangi i na jak wiele wyrzeczeń trzeba być gotowym – w tej kwestii nic się nie zmieniło od czasów Kemari, czyli ostatnich dekad ubiegłego wieku.
Trudno utożsamiać się z bohaterami powieści Sakuraby. Manyō jest zbyt niezwykła, Kemari to łobuziara w każdym calu, a jej córka Tōko jest tak zwyczajna, że aż odrobinę nudna. To też reprezentantka współczesnych młodych Japonek, które nie mają często żadnego pomysłu na siebie, o wymarzonej pracy nie mówiąc. Tōko pochodzi z bogatej rodziny, nie musi więc robić nic, a jej główne zajęcie to słuchanie rodzinnych opowieści. Tylko sprawa tajemniczego morderstwa odrobinę urozmaica identyczne dni. Jej babka i matka również borykały się z problemami japońskich realiów, a gospodarka ma tutaj niemałe znaczenie – w końcu Akakuchibowie to właściciele huty. Trzeba autorce przyznać, że wspaniale oddaje nastrój powojennej Japonii, kiedy kult pracy sprawił, że kraj szybko powstał z kolan, a zapał młodych mężczyzn bezpośrednio pomógł narodowi w potrzebie. Im jednak dalej, w tym większy marazm wpadają kolejne pokolenia Japończyków…
Akakuchiba-ke no densetsu czyta się chwilami świetnie, a czasem dużo gorzej. Nie każda rodzinna historia okaże się równie fascynująca, a i całość może być za długa i zbyt monotonna. To saga rodzinna zdecydowanie dla miłośników poważniejszej lektury, która może nie doprowadzi do łez, ale też i szczególnie nie rozweseli.
Źródło: zdjęcie główne: Wydawnictwo Literackie
Poznaj recenzenta
Karolina SzenderaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1998, kończy 26 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1949, kończy 75 lat
ur. 1970, kończy 54 lat