Shane Black zrobił to samo, co Nolan przy okazji {{film|The Dark Knight Rises}} - złamał głównego bohatera, a następnie dał mu motywację do przezwyciężenia wszelkich słabości i powrotu w chwale już jako zupełnie inna, odmieniona osoba. O ile jednak w przypadku Batmana całość potraktowano śmiertelnie poważnie, o tyle do Iron Mana zdecydowano się podejść ze sporym dystansem, co zresztą jest już charakterystyczne dla cyklu.

Trzecia część to w zasadzie taki Iron Man bez Iron Mana, bo sama zbroja odgrywa tutaj marginalną rolę, ustępując miejsca Starkowi, który wraz z kolejnymi minutami seansu uświadamia sobie, że to nie on zdobi żelazną szatę, ale ona jego. Tony bez pancerza może istnieć, ale pancerz bez Tony'ego już niekoniecznie - i o tym właśnie traktuje film. Odarty ze zbroi bohater może liczyć wyłącznie na potęgę własnego intelektu i pomysłowości, a jak się okazuje, to w zupełności wystarcza, aby rozwiązać większość problemów.

Jeżeli ktoś liczył na dramatyzm, wewnętrzne rozterki i dogłębne psychologiczne studium postaci, to poczuje ogromny zawód. Recenzowana produkcja to przede wszystkim świetna zabawa pełna humoru i mrugnięć okiem do widza. Owszem, bywa dramatycznie, ale nigdy na tyle, aby radość na naszej twarzy zastąpiona została przez smutek. Film ma wprawiać w dobry nastrój i pod tym względem radzi sobie doskonale. Wymierza także małego pstryczka w nos wszystkim zatwardziałym fanom komiksu, a mam tu na myśli motyw naczelnego łotra zwanego Mandarynem. Wydaje Wam się, że znacie tę postać? Reżyser, w formie w pełni świadomego trollingu, wyprowadzi was z błędu. Oczywiście można mieć do niego uzasadnione pretensje, ale któż nie uśmiechnął się na widok zblazowanego Bena Kingsleya. Zresztą to nie jedyne tego typu zagranie; w końcu już na samym początku pojawia się pomysł rodem z kreskówki - nerd Killian poprzysięgający zemstę na Starku za to, że ten wystawił go do wiatru. Od razu widać, że twórcy bawili się przednio pisząc scenariusz do trzeciej części.

W innym filmie podobne zabiegi prawdopodobnie by nie przeszły, ale, o dziwo, do konwencji Iron Mana 3 to pasuje, bowiem od początku serii humor odgrywał bardzo istotną rolę i nie inaczej jest w tym przypadku. Gagów nie brakuje, a zdecydowana większość z nich przyprawia o szczery uśmiech. O mięśnie naszego brzucha najbardziej troszczy się oczywiście kapitalny Robert Downey Jr., który nie stracił nic ze swojej ekranowej charyzmy, aczkolwiek z powodzeniem wtóruje mu Jon Favreau, reżyser poprzednich części, w swojej stricte komediowej roli. Ogromnym zaskoczeniem okazał się natomiast wspomniany Ben Kingsley, który chyba przeszedł samego siebie. Od tej strony go nie znałem i moim zdaniem ilekroć się pojawiał, kradł całe show. To trzeba po prostu zobaczyć. Całkiem nieźle poradził sobie także młodziutki Ty Simpkins jako Harley Keener. Sceny z jego udziałem nie tylko są zabawne, ale i bardzo ożywcze, gdyż Tony nie miał wcześniej za wiele do czynienia z dziećmi, a już na pewno nie stanowiły one kotwicy trzymającej go mocno podczas szalejącego sztormu jego własnej psychiki. Wydarzenia z {{film|Avengers}} mocno nim wstrząsnęły, skutkując niekontrolowanymi napadami paniki, więc chłopak jest jak kompas wskazujący odpowiedni kierunek. Mieszane uczucia mam natomiast w stosunku do kreacji Guya Pearce'a, która wydała mi się przeszarżowana. Nie jest to może nawet wina aktora, ale samej postaci Aldricha Killiana, której zwyczajnie nie kupuję. Bzdurne motywacje i ogólne przerysowanie sprawiają, że na tle szwarccharakterów z poprzednich części wypada blado.

Jak na produkcję Marvela przystało - jest widowiskowo. Co prawda same zbroje dają większy popis dopiero w trzecim akcie, ale i wcześniej na brak efekciarstwa narzekać nie można, a to za sprawą specyfiku Extremis, którego skutki uboczne są iście wybuchowe. Po fenomenalnym ataku na willę Starka to właśnie żołnierze naszprycowani tym środkiem będą dostarczać nam mocnych wrażeń, póki nie dobrniemy do spektakularnego finału z udziałem kilkudziesięciu różnorodnych pancerzy. Nie powiem, może i rozgrzani do czerwoności kombatanci ładnie prezentują się na ekranie, ale nie mogłem wyzbyć się towarzyszącego mi wrażenia wtórności. Weźcie pierwszą lepszą grę wideo, w której pojawiają się wybuchający po trafieniu przeciwnicy, a uzyskacie obraz "Extremisty". Zdecydowanie zabrakło finezji.

Tego samego nie można natomiast powiedzieć o CD Projekt, które wypuściło na rynek świetne wydanie Iron Mana 3 na Blu-ray. Doskonała jakość transferu, obraz ostry jak żyleta w oryginalnych proporcjach 2:40:1, a do tego dźwięk w DTS-HD MA 7.1. Istna poezja. Jeśli nosicie się z zamiarem kupna wydania 3D, to informuję, że ten efekt wypada akurat dość średnio, choć to już nie wina wydawcy, bo i w kinie trójwymiar nie prezentował się zbyt dobrze. Czasem coś wyskoczy z ekranu, innym razem poczujemy głębię obrazu, ale zdecydowanie nie jest to pierwsza liga, jeśli chodzi o zastosowanie tej technologii.

Dodatki z kolei to już inna bajka i tych jest naprawdę sporo. Zacznijmy może od reportaży z planu, które skrywają aż trzy pozycje. Pierwsza z nich to 10-minutowy making of zatytułowany "Iron Man bez maski", który przybliża nam ogólną koncepcję trzeciej części i zamysły twórców. Druga w kolejności jest dekonstrukcja sceny "Atak na Air Force One", pokazująca nam kulisy nagrywania tej niewiarygodnie wymagającej kaskaderskiej (zgadza się, efekty komputerowe stanowiły jedynie dodatek) sekwencji. Ostatnia na liście jest ekskluzywna wizyta na planie {{film|Thor: Mroczny Świat}}, stanowiąca w zasadzie zwiastun przeplatany paroma krótkimi ujęciami z planu. Nic szczególnego, choć apetyt na film pobudza. Oprócz tego na płycie znajdziemy ponad pięciominutową kompilację gagów z planu, komentarz audio do całego filmu oraz pokaźną listę scen rozszerzonych i niewykorzystanych, które są akurat niezwykle wartościowe, gdyż pozwalają nam zobaczyć m.in. szkolnego prześladowcę Harleya. Na koniec zostawiłem sobie prawdziwą wisienkę zdobiącą ten piękny tort, mianowicie kolejny One-Shot. Te krótkometrażówki stały się już znakiem rozpoznawczym wydań Blu-ray produkcji Marvela. "Agentka Carter" rozgrywa się w rok po tym, jak Kapitan Ameryka wpadł do oceanu i słuch po nim zaginął. Ten piętnastominutowy filmik pokazuje nam, co działo się z Peggy Carter, śledzimy jej losy, kiedy wykonuje jedną z misji i dowiadujemy się, w jaki sposób trafiła do... a zresztą, sami zobaczycie. Jest efektownie, zabawnie, a krótka rozprawka o bikini pojawiająca się już w trakcie napisów końcowych to bezcenne doświadczenie. Świetny dodatek, zgrabnie zazębiający się z kinowymi produkcjami. Ogółem: bardzo dobre wydanie, które nie zawodzi.

{{film|Iron Man 3}} pomimo kilku wad jest dziełem zapewniającym rozrywkę na wysokim poziomie i godnie zamykającym trylogię jednego z najbardziej błyskotliwych i wygadanych bohaterów uniwersum Marvela. Świetne efekty, dobra muzyka z niezapomnianym utworem "Blue (Da Ba Dee)" w wykonaniu Eiffel 65 na czele, niepozwalające się nudzić tempo akcji i potężna dawka humoru czynią z tej pozycji idealne lekarstwo na stres i wszelkie stany przygnębienia. Shane Black może i nie jest Jonem Favreau, ale też aż tak bardzo mu nie ustępuje. Dla fanów Tony'ego Starka absolutnie pozycja obowiązkowa.

Wydanie Blu-Ray
Dodatki: Marvel One-Shot: Agent Carter, reportaże z planu,
niewykorzystane i rozszerzone sceny, wpadki na planie,
komentarz audio, informacje
Język: angielski - 7.1 DTS-HD MA, polski (dubbing) - DD 5.1
Napisy: polskie, angielskie
Obraz: 2:40:1 3D i 2D
Wydawca: CD Projekt

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj