Ósmy epizod to 43 minuty akcji, jakiej dawno w świecie The Walking Dead nie było. Atmosfera została zagęszczona już na początku, a później napięcie tylko rosło. Wszystko za sprawą Gubernatora, który po raz kolejny udowodnił, że jest znakomitym manipulatorem i doskonale wie, jak wpływać na podporządkowaną mu grupę. Pod osłoną próby znalezienia bezpiecznego schronienia, skrupulatnie planuje swoją osobistą wendettę. Biorąc za zakładników Michonne i Hershella, nakłania ślepo ufających mu członków obozu do zbrojnego ataku na więzienie.
Dopiero w momencie, gdy będzie już za późno, wszyscy przekonają się, że rzucający piękne bon moty Gubernator, tak naprawdę wysłał całą grupę na samobójczą misję. Cała sytuacja udowadnia, że chęć przetrwania wzbudza w człowieku najgorsze instynkty, przez co w sytuacji ostatecznej wrogiem może być każdy. Tym bardziej, jeżeli prowadzony jest przez jednostkę dominującą, która mimo swojej psychopatii, doskonale zna ludzką psychikę, przez co potrafi znakomicie na nią wpływać.
Śmierć bohatera, który był prawdziwą ostoją moralności i źródłem mądrości życiowej, ma wymiar niewątpliwie symboliczny. Gubernator bezwzględnie rozprawia się z człowiekiem, który łączył całą grupę z więzienia, pokazując tym samym, że w post-apokaliptycznym świecie liczy się przede wszystkim dbanie o własną skórę, a każdy powinien być uzależniony tylko od własnej siły. Cel uświęca środki, dlatego warto do niego dążyć bez względu na koszta. Dla Gubernatora nie liczyło się więc teoretycznie łatwiejsze życie w grupie, ale świadomość, że może tą grupą kierować tak jak on sam tego chce i wykorzystywać ją do osiągnięcia własnych założeń.
Istotne jest również to, że sam Gubernator odczuł skutki swoich czynów. Zaślepiony chęcią zemsty odrzucił wszystkie dobre aspekty, jakie pojawiły się w jego życiu, co też brutalnie zwróciło się przeciwko niemu. Podświadomie potrzebując rodzinnej bliskości, tak naprawdę przez swoje własne demony, po raz kolejny ją traci.
[video-browser playlist="617057" suggest=""]
Twórcy zostawiają nas na tę dwumiesięczną przerwę z prawdziwym chaosem. Więzienie definitywnie już przestało być schronieniem, a co gorsza, grupa się rozproszyła, w skutek czego każdy zostanie zmuszony szukać schronienia na własną rękę. Niewątpliwie na dramacie głównych bohaterów skorzystamy my, widzowie. Ucieczka z więzienia, które już od dłuższego czasu było symbolem stagnacji i zamieniło dawniej emocjonujący serial w mdłą historię obyczajową, może być zapowiedzią konkretnych zmian. Powrotem do przeszłości, gdzie kluczem do przetrwania było przemieszczanie się, a najważniejszym zmartwieniem brak pożywienia.
Ósmy epizod to również pożegnanie z częścią bohaterów. Czy jednak aby na pewno jest to ostateczne pożegnanie? Jedna z głównych zasad serialowych głosi, że możemy się spodziewać wszystkiego, jeżeli śmierć postaci nie została wyłożona jak kawa na ławę, tylko rozegrała się gdzieś w przestrzeni pozakadrowej. Ironiczne gdybanie w świecie zombie wcale nie musi być tylko żartobliwą oceną sytuacji. Niemniej jednak po 8 odcinku pozostaje zastanowić się kto też w drugiej połowie sezonu (nie licząc kąsaczy) będzie utrudniał życie Rickowi i reszcie? Odpowiedzi na te i inne pytania poznamy dopiero w lutym, kiedy to przyjdzie nam na nowo zmierzyć się z zombie apokalipsą, która ponownie uderzy w bohaterów odwykłych od codziennej walki o przetrwanie.