Przykro patrzeć na to, co się dzieje obecnie w Bon Temps, szczególnie gdy wspomni się pierwsze sezony Czystej krwi ("True Blood"). Większość bohaterów już zwyczajnie się wypaliła, a ich wątki dobiegły do naturalnego końca. Czasem dawano im drugie życie – dosłownie i w przenośni – przemieniając je w wampiry lub też ratując je przed śmiercią za pomocą ich krwi. Ale i ta miła odmiana już zdążyła się znudzić. Jeśli uznać, że w finale 5. serii Czystej krwi skończyło się paliwo, a 6. scenarzyści przejechali na oparach, to teraz jadą już po prostu z górki na wyłączonym silniku.
Czytaj także: Carrie Preston powraca do serialu "Żona idealna"
Po śmierci Alcide’a następuje wielkie pożegnanie w postaci… imprezy. Nikt szczególnie nie przejmuje się tym, że zginął jeden z najważniejszych mieszkańców miasteczka, włącznie z Sookie. Choć początkowo wydaje się być wobec pomysłu sceptyczna, szybko zostaje przekonana i bawi się nie gorzej niż inni. Noc się jeszcze nie skończyła, a znów zaczęło iskrzyć pomiędzy nią i Billem. Kilkanaście godzin po tym, jak straciła mężczyznę, z którym była przez kilka miesięcy. Najwyraźniej po tym, jak zainteresowanie bohaterami stracili widzowie, podobnie stało się z twórcami. Nikt już nie zwraca uwagi na sensowność ich zachowań.
[video-browser playlist="633567" suggest=""]
Mozolnie rozwijany jest też wątek japońskiej korporacji Yakanomo, ale zanim zdąży on dobrze ruszyć do przodu, przenosimy się na miejsce imprezy lub z nieznanych powodów wracamy do przeszłości. Nie wiemy, w jakim kierunku te wątki zmierzają, ale nie jest to ten pozytywny typ niewiedzy – to raczej efekt zupełnego braku zainteresowania, z jakim śledzi się kolejne wydarzenia.
Czytaj także: Deborah Ann Woll z dużą rolą w serialu "Daredevil"
To, co jednak boli najbardziej, to spłaszczanie kolejnych bohaterów. Wraz z kolejnymi sezonami postacie, zamiast zyskiwać głębi i pokazywać swoje nowe oblicza dzięki kolejnym przeżyciom, zwyczajnie w rozwoju się cofają i powracają do bycia niczym więcej niż tylko archetypami. Co się stało na przykład z Jasonem, który kiedyś miał swoje własne ambicje zawodowe i stawał po określonych stronach konfliktu? Od dawna twórcy nie wiedzą, co zrobić z jego postacią, używając go tylko jako drobnego narzędzia do posuwania naprzód fabuły albo - korzystając z niezłej budowy grającego go aktora - by dorzucić kolejną scenę erotyczną. Być może po ostatnich wydarzeniach w końcu przestanie być marionetką Violet?
Od finału dzielą nas już tylko 4 odcinki, co prawdopodobnie będzie oznaczać tyleż godzin męki. Choć właściwie czemu finał miałby być lepszy?