Serial od dawna żongluje motywami biblijnymi w niezbyt konserwatywny sposób. Postać Kaina zyskała na wielowymiarowości i zdjęto z niej odium potwora. Okazało się, że zabił brata, by uchronić go przed konfidencją z Lucyferem i pójściem do Piekła, samemu zajmując jego miejsce. Czy czegoś Wam to nie przypomina? Nic dziwnego, że Kain czuje "pokrewieństwo duszy" z Deanem Winchesterem i w końcu zgadza się pomóc w walce z Abaddon, jednym z Rycerzy Piekła, których sam stworzył.

Akcja "First Born" rozbija się na dwa równorzędne wątki, co okazało się całkiem zręcznym zabiegiem. Sam Winchester wraz z Castielem starają się wyśledzić Gadriela, wykorzystując do tego przerażającą strzykawkę z igłą, za pomocą której próbują w niezwykle bolesny sposób wyekstrahować pozostałości anielskiej łaski z młodszego Winchestera. Tymczasem Dean Winchester, zapijając smutki w barze i "buduarowo" zerkając na kelnerkę, chcąc nie chcąc godzi się na współpracę z walczącym o odzyskanie tronu Królem Piekieł, Crowleyem.

Sam ponownie cierpi dla dobra sprawy, nie zważając na to, czy przy okazji nie zejdzie z tego padołu łez, a Dean z uporem dąży do celu dosłownie po trupach, w większości demonów, chociaż po drodze występują straty uboczne w postaci łowczyni Tary. Taki już smutny los postaci kobiecych Supernatural oraz tych, którzy pomagają Winchesterom – giną, nim zdążymy ich lepiej poznać. Castiel, choć ponownie zanielony, zyskuje emocje i tęskni za smakiem jedzenia, chociaż nadal trudno mu zrozumieć przenośnię ze "świnką doświadczalną" czy odwzajemnić uścisk. Crowley planuje z rozwagą, nie włączając się do walki, jeśli nie musi i nie uciekając, kiedy nie może.

[video-browser playlist="635032" suggest=""]

Z rzeczy przykuwających uwagę należy odnotować bon-moty Crowleya, który twierdził, że był w Samie, a zatem są z Deanem rodziną, udawał, że drży w obecności Kaina, przeżegnał się na widok jego znamienia, znakomicie podsumował nienawiść Deana do samego siebie i na koniec rzucił niefortunny tekst o niemożliwości przygotowania omletu bez stłuczenia kilku jajek pod adresem Tary. Trudno było nie zauważyć balansowania na krawędzi Deana, który się nienawidzi, cierpi i "twardnieje", czerpiąc z doświadczeń piekielnych, czyśćcowych i alternatywnej przyszłości z "The End". Poświęcanie się Sama mogło wydawać się nieco nużące, ale wszyscy lubimy cierpiącego Sama i Jareda w roli męczennika. Castiel wykazał się empatią, udowadniając, że zna wartość ludzkiego życia i poczucia winy. Nie odzyskał całej łaski Gadriela, bo to mogłoby zabić przyjaciela, o czym przypomniała mu kanapka z masłem orzechowym.

Najciekawszym bohaterem odcinka pozostaje Kain, po części z uwagi na charyzmę odgrywającego go Tima Omundsona, a po części ze względu na dobrze napisany wątek. Kain nie zabił brata z zawiści, lecz dla jego dobra, odsyłając jego duszę do Nieba, a w zamian samemu wędrując do Piekła, gdzie stał się pierwszym Rycerzem, stworzył cały ich zastęp i dokonał rozlicznych rzezi. Co nieprawdopodobne, ocaliła go i odkupiła miłość kobiety uprowadzonej przez Rycerzy, na których Kain dokonał wendetty, używając Pierwszego Ostrza, szczęki zwierzęcia, którą niegdyś zabił Abla. Niestety dzięki podstępowi Abaddon ukochana zginęła z jego ręki, wymuszając przyrzeczenie, że nie będzie więcej zabijać. Przysięga została złamana w ostatnich scenach "First Born". Kain nie jest jednoznacznie "dobry". Wpuścił demony, by sprawdzić Deana, który sprawił się nadzwyczajnie, mordując je z zaciętością i wdziękiem psychotycznego zabójcy. Brawa należą się Jensenowi Acklesowi, który odegrał sceny walki bez pomocy kaskadera – wyszły doskonale.

Paralele pomiędzy Kainem i Deanem Winchesterem nasuwają się same – obaj, chcąc ocalić braci, trafili do Piekła, gdzie torturowali i byli torturowani, ocaliła ich miłość (w przypadku Kaina – Colette, w przypadku Deana – braterska), są doskonałymi zabójcami, a dręczące ich poczucie winy waży tony. Dean przyjął na siebie znamię Kaina, aby móc zabić Abaddon, ale chyba do końca nie zdaje sobie sprawy z tego, co uczynił. Znak można przekazać komuś, kto jest tego wart. Mordercy? "Każdego, kto zabije Kaina, dosięgnie pomsta siedem razy", jak powiada Księga Rodzaju. Jeżeli scenarzyści podejmą ów wątek, Dean nie będzie mógł zginąć i jest przeklęty, a jeśli zabije Kaina, o co ten go poprosił, będzie przeklęty po siedemkroć. Trzeba przyznać, że koncepcja wydaje się fascynująca i obiecująca, byle nie zaprzepaszczono jej możliwości. Ciekawa wolta scenariusza – splamiony krwią demona Sam, który miał być naczyniem Lucyfera przez poświęcenie oraz zbieg okoliczności, zyskał na "anielskości", a przeznaczony na naczynie archanioła Michała prawy człowiek i żołnierz Pana, Dean, coraz bardziej pogrąża się w ciemności.

Autorka jest redaktorem serwisu Supernatural.com.pl.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj