Jedenasty z kolei odcinek, to kolejna porcja bajek i rzeczywistości. Co prawda serial wciąż utrzymuje dobry poziom i wciąga, to niestety pojawiają się rysy, które są coraz bardziej widoczne. Jedną z takich największych jest wciąż gra Jennifer Morrison. Miała to być postać, która pociągnie całą historię, a jest zaledwie dodatkiem i to słabym. Nie dość, że jej gra aktorska jest co najwyżej przeciętna, to nawet nie potrafi wiarygodnie odegrać roli tęskniącej matki. Już nie wspomnę, że ma to być kluczowa postać, która złamie klątwę.
Na całe szczęście reszta obsady prezentuje się dobrze, a niektórzy wręcz wyśmienicie. W tym odcinku mogliśmy ujrzeć po raz kolejny świetną grę aktorską Lanny Parrilli. Na szczególną pochwałę zasługuje kreacja zwłaszcza złej królowej w bajkowym świecie. Chyba nie ja jeden, dałem się nabrać na ukazanie dobrego oblicza tej postaci – czułej, posiadającej marzenia dziewczyny, która po prostu nieszczęśliwie trafiła w ręce króla, który jej nigdy nie pokocha. Nic bardziej mylnego, to nie nowe oblicze, to tylko wyborna gra aktorska, która sprawia, że ta postać jest jeszcze bardziej interesująca. Również w naszym świecie wypada przyzwoicie. Pokazuje, że kontroluje wszystko i wszystkich oraz, że zawsze jest o jeden krok do przodu.
[image-browser playlist="605470" suggest=""]©2012 ABC Studios
Mocnym punktem Once Upon a Time, zresztą nie od dziś, jest ukazywania wydarzeń ze świata bajkowego w sposób niechronologiczny. Często poznajemy to co się wydarzyło później, a następnie to co było wcześniej. Dzięki temu widz może układać całą historię jak puzzle. I tym razem mieliśmy podobną sytuację. Mogliśmy poznać wydarzenia, które działy się na długo przed rzuceniem klątwy. Jest to swojego rodzaju rebus dla widza, który nie tylko zmusza do myślenia, ale i gwarantuje świetną zabawę. Swoją drogą, to co jest ukazywane w świecie bajkowym jest dużo ciekawsze od tego realnego. Chociaż ostatnio akcja w tym drugim świecie również zaczyna nabiera rozpędu.
Warto też wspomnieć, że twórcy nie porzucili wątku Mary Margaret Blanchard i Davida Nolana. Jest to związek, któremu niewątpliwie kibicuje wiele osób i mimo, że we „Fruit of the Poisonous Tree” ta para nie dostała dużo czasu ekranowego, to został on wykorzystany idealnie. Krótki sms, tajemnicza randka i muzyka, która stworzyła magiczny nastrój. Oby więcej takich scen.
[image-browser playlist="605471" suggest=""]©2012 ABC Studios
Jednak bohaterem odcinka był Sidney, którego poznaliśmy nieco lepiej, jak i motywy nim kierujące. W przeciwieństwie do królowej, nie dałem się nabrać na jego postawę wobec Emmy, ale trzeba przyznać, że odegrał ją wiarygodnie. Nieco smuci fakt, co miłość robi z człowiekiem i konsekwencje jakie za tym idą, ale w każdej opowieści musi się w końcu coś dziać zanim ujrzymy: żyli długo i szczęśliwie.
Było to kolejne dobre 45 minut z Once Upon a Time. Akcja w Storybrooke zaczyna niewątpliwie się rozkręcać. Widać, że klątwa zaczyna pękać, a najlepszym tego dowodem jest przyjazd obcego do miasteczka. Twórcy powolutku ukierunkowują fabułę na finał sezonu. Jednak póki co, trudno domyśleć się, jaki on będzie, więc wypada bacznie śledzić losy bohaterów w kolejnych odcinkach.
Ocena: 7/10