Dead by Daylight już jakiś czas temu ukazało się na PC, gdzie całkiem nieźle sobie radziło. Ostatnio na światło dzienne wyszła konsolowa edycja gry i to właśnie na niej się teraz skupiamy. ‌Dead by Daylight zapowiadało się na pasjonującą przygodę w świecie horroru. "Zapowiadało się" – to jak najbardziej trafne określenie, ponieważ po uruchomieniu gry czar szybko pryska, a z nami zostaje tylko nuda. Produkcja nastawiona jest wyłącznie na rozgrywkę sieciową, w której kluczem do sukcesu jest współpraca. Niestety to stanowi też kość niezgody w całej grze. O ile można zagrać z przyjaciółmi, z którym się komunikujemy i rzeczywiście współpracujemy, aby przetrwać do wspomnianego świtu, o tyle zdecydowanie częściej przychodzi nam grać z randomami. Tutaj, jeśli macie styczność z grami sieciowymi w co-opie, bywa różnie. Na moje nieszczęście zawsze trafiali mi się tacy współgracze, którzy "ciągnęli w swoją stronę", przez co kooperacja leżała i kwiczała, a każdy robił, co chciał, czytaj: grał tak, jak mu się podobało. W efekcie czego nierzadko wisiałem na haku, o którym zresztą więcej poniżej.
źródło: Starbreeze
+4 więcej
Rozgrywka opiera się na zabawie w kotka i myszkę. Kotkiem jest niebezpieczny potwór. Jeden z kilku dostępnych, w którego wciela się jeden z graczy, myszkami jest pozostała czwórka, która powinna ze sobą współpracować, żeby odnieść sukces. Gracze wcielający się w rolę ofiar muszą uciekać przed zabójcą i uruchamiać akumulatory, których kilka znajduje się na mapie. Jeśli je wszystkie uruchomimy, możemy udać się w kierunku drzwi. Tam czeka nas upragniona wolność z tej śmiercionośnej areny. W tym czasie gracz wcielający się w maszkarę ma za zadanie do tego nie dopuścić i ukatrupić pozostałych biegających po mapie. Niby nic trudnego, ale wcielanie się w ofiarę przy towarzyszach nieogarach wymaga wytrwałości, a i to nie skutkuje i kończymy, wisząc na haku. Zdecydowanie lepiej gra się z paczką przyjaciół, która kombinuje, wabi zabójcę w jedno miejsce, a inni w tym czasie majstrują przy generatorach prądu. Wtedy ma to sens, jest ciekawie i interesująco. Tylko kto z Waszych znajomych posiada grę w wydaniu na konsole? No właśnie. Niby ofiara ma łatwiej, bo rozgrywkę obserwuje z perspektywy trzeciej osoby, ale marne to pocieszenie, jak nie ma z kim grać. Z kolei zabójca przez prowadzenie rozgrywki z widoku FPP ma nieco trudniej. I on jednak ma swoje sztuczki, aby zlokalizować buszujących po arenie graczy. Trzeba po prostu nasłuchiwać, z którego kierunku dobiegają odgłosy, podążać za śladami i znaleźć ofiarę. Nie tak łatwo ją zabić. Najpierw trzeba wytropić, a potem dwukrotnie walnąć, zanim będzie ją można przenieść na hak, gdzie się wykrwawi i ostatecznie polegnie. Samo powieszenie jednak nie gwarantuje sukcesu łowcy. Gracz-ofiara może się oswobodzić lub może mu pomóc inny gracz, który widzi na ekranie miejsce, w którym ofiara szamocze się zawieszona na haku. Oczywiście jest to opcja niewymagana do ukończenia poziomu, więc wielu graczy zwyczajnie woli robić swoje, niż pomagać innym. Łowca ma też przewagę taką, że w przeciwieństwie do ofiar na mapie podświetlają mu się generatory prądu i haki. A gdzie najłatwiej zlokalizować cel? Zaczaić się przy jednym z urządzeń do wytwarzania prądu. Prędzej czy później ktoś tam się pojawi, a wtedy łup go przez łeb i na hak z nim. Wraz z rozwojem umiejętności bohaterów zwiększają się też ich szanse na przeżycie. Są perki pozwalające np. na krótkotrwałe "widzenie" generatorów na mapie czy zwiększające prędkość biegu postaci albo niwelujące hałas, jaki ona generuje. Można zapatrzyć się w narzędzia pomocne przy przetrwaniu jak np. apteczka czy przedmioty do niszczenia haków. Rozwiązań jest wiele, ale spójrzmy prawdzie w oczy – jak kuleje kooperacja, to nawet najciekawsze urozmaicenia rozgrywki nie są w stanie przyciągnąć gracza na dłużej. Nie tylko ofiary ewoluują, również to samo tyczy się łowców, których jest kilku, a każdy z inną bronią czy specjalnością. Gra na PC cieszyła się (i może nadal cieszy) wielkim zainteresowaniem, na PlayStation 4 też wcale nie jest najgorzej. Produkcja graczy wyszukuje w try miga, więc jest z kim pograć. Tylko trzeba naprawdę wiele cierpliwości i co ważne – samozaparcia. Graficznie tytuł prezentuje się średnio. Nie jest szczególnie dobrze, ale jakoś pięknie też nie jest. Behaviour Interactive mogło postarać się lepiej, portując grę z PC na konsole. Nie postarali się. Gorzkie słowa należą się twórcom za samo wydanie Dead by Daylight na konsoli. W rok po pecetowej premierze otrzymujemy taki wybrakowany produkt? Pomijam kwestie techniczne, bo która gra w mniejszym lub większym stopniu na takie nie cierpi, ale brak dodatków w edycji, która sprzedaje się hasłem "Edycja specjalna"? Godne pożałowania. Zwłaszcza że na PC ukazało się kilka tematycznych packów z samym Jasonem z Piątku Trzynastego na czele. Na konsolach — nic. Pozytywów w grze nie trzeba szukać na siłę, bo te są. To świetny klimat zaszczucia i doskonała atmosferą grozy, która wręcz wylewa się z ekranu. Bladną one jednak przy wszechobecnych niedoskonałościach z koncepcją jednego trybu gry na czele. Konsolowa edycja Dead by Daylight to taki potworek. Z jednej strony zachęca pomysłem i ciężkim poważnym klimatem, z drugiej strony przez twórców potraktowany jako niechciane dziecko, stworzone na potrzeby rynku, tylko żeby było. Gra sama w sobie nie jest strasznie zła, a jak się znajdzie odpowiednią ekipę, to można nawet świetnie się przy niej bawić. Mnie się niestety to nie udało, stąd pewne rozgoryczenie tytułem. Aczkolwiek nie wykluczam, że jak doczekam się czasów, kiedy moi znajomi sięgną po ten tytuł, to ponownie do niego wrócę. PLUSY: + klimat; + rozgrywka mordercą; + kooperacja z przyjaciółmi. MINUSY: – kiepski port; – brak dodatków z wersji na PC; – jeden tryb rozgrywki; – mocno przeciętna grafika.  
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj