Tkwiąc samotnie na zepsutym statku kosmicznym, gdzieś w odległym zakamarku wszechświata i nie mogąc liczyć na niczyją pomoc, chciałoby się co najwyżej popełnić samobójstwo. Bo czy może być coś gorszego? Owszem, może. Wystarczy, że na wspomnianym statku nie będziemy sami, a towarzyszyć nam będą hordy zmutowanych stworów żadnych naszej krwi.
[image-browser playlist="607371" suggest=""]©2008 EA Redwood Shores
Akcja gry przenosi nas do roku 2508, kiedy to korporacja Concordance Extraction odbiera sygnał SOS ze statku USG Ishimura, który zajmuje się wydobywaniem surowców mineralnych z odległych planet. W celu zbadania sprawy, korporacja wysyła na miejsce inny statek - USG Kellion, który podczas nieudanej próby dokowania rozbija się o Ishimurę. Załoga, nie mając innego wyjścia, wchodzi na pokład statku w celu znalezienia jakiegokolwiek innego środka transportu. Kiedy jeden z członków załogi zostaje zaatakowany przez bliżej nieokreślone stworzenia, pozornie opuszczony statek okazuje się być śmiertelną pułapką.
Gracz przejmuje kontrolę na Isaakiem Clarkiem - inżynierem odpowiedzialnym głownie za system łączności, który wraz z Hammondem i Kendrą zdołali uniknąć rzezi, jaka spotkała resztę załogi. Jednak na jego nieszczęście, podczas ucieczki przed krwiożerczymi stworami odłączył się od pozostałych. Naszym celem jest dotarcie do reszty ocalałych, naprawiając przy tym uszkodzone systemy statku i unikając po drodze śmierci z odnóży nekromorfów.
"Dead Space" przy pierwszym kontakcie budzi skojarzenia z "Doom 3". Zarówno w jednej, jak i w drugiej grze mamy podobne lokacje: statek kosmiczny/baza na Marsie; podobny system rozgrywki: walka z potworami i zbieranie rozrzuconych tu i tam wszelakich nagrań zdradzających nam strzępki wydarzeń; a także często towarzyszący nam mrok, w którym skrywają się przeciwnicy. Jednak gdy już bliżej zaznajomimy się z produktem EA Redwood Shores, wówczas okaże się, że bije on tytuł id Software na głowę.
[image-browser playlist="607372" suggest=""]©2008 EA Redwood Shores
Przede wszystkim, gra ma pierwszorzędny klimat zaszczucia i niepewności, który potęgowany jest przez brak jakiegokolwiek HUDa na ekranie. I tak na przykład stan naszego zdrowia ukazany jest za pomocą specjalnych lampek zamontowanych na kombinezonie bohatera, które gasną wraz z utratą życia, zaś ilość amunicji możemy sprawdzić zerkając na specjalny wyświetlacz, który posiada każda z dostępnych w grze broni. Wszelkie inne informacje, jak chociażby ekwipunek, znalezione wcześniej zapisy, czy nawet komunikacja z innymi ocalałymi wyświetlana jest na specjalnym hologramie generowanym przez urządzenie wmontowane w kombinezon. Taki zabieg wprowadza do gry pewną dozę realizmu, choć jednocześnie utrudnia rozgrywkę, gdyż wszystko odbywa się w czasie rzeczywistym, dlatego też przeglądania ekwipunku lub odczytywania zapisów lepiej dokonywać w bezpiecznym miejscu, w którym nie grozi nam żaden atak ze strony potworów. Oczywiście, żeby nam zbytnio nie utrudniać życia, twórcy przypisali do odpowiednich przycisków funkcje szybkiej zmiany broni, czy natychmiastowego wykorzystania apteczki tudzież zestawu stazy.
Czym jest ta staza? Jedną z dwóch ciekawych umiejętności, jakie znalazły się w grze. Staza pozwala nam na krótką chwilę spowolnić czas, co niejednokrotnie ułatwi nam walkę z przeciwnikiem i pozwoli rozwiązać niejedną łamigłówkę. Drugą umiejętnością jest telekineza, którą nasz bohater może wykorzystać do przenoszenia różnych przedmiotów, a nawet walających się tu i ówdzie zwłok, którymi może ciskać w przeciwników. Jest to o tyle istotne, ponieważ w grze amunicji nie ma wcale aż tak dużo, przynajmniej na wyższych poziomach trudności; kilka razy może zdarzyć się tak, że staniemy z pustym magazynkiem naprzeciw hordy wrogów. Oczywiście takie sytuacje przydarzą się sporadycznie i przez większość czasu będziemy eliminować nekromorfów przy pomocy kilku ciekawych broni, jakie oddano do naszej dyspozycji. W większości są to urządzenia górnicze służące do cięcia skał, jednak w walce sprawują się nadzwyczaj dobrze. Nie zabraknie także miotacza ognia, karabinu pulsacyjnego, czy futurystycznej wersji shotguna. Każda broń jest na swój sposób oryginalna i poza standardowym, posiada również strzał alternatywny. Ciekawym rozwiązaniem jest możliwość rozbudowy broni oraz kombinezonu w przeznaczonych do tego punktach.
Walki z przeciwnikami często są dość wymagające i do łatwych nie należą, szczególnie na dalszych etapach gry, kiedy atakowani jesteśmy z różnych stron przez kilkanaście stworów jednocześnie. Jednak to nie ich ilość stanowi problem, ale fakt, że w porównaniu do innych gier tego typu, tutaj trzeba odstrzeliwać przeciwnikom kończyny, aby móc ich unieszkodliwić, co przy ciągłym ruchu nie zawsze jest prostym zadaniem. Będąc przy przeciwnikach nie sposób nie pochwalić projektantów, gdyż wywiązali się znakomicie z powierzonego im zadania. Zmutowana załoga Ishimury budzi respekt i nie jest czymś, co chciałoby się spotkać nocą w ciemnym zaułku. Samych maszkar jest kilka rodzajów, od najsłabszych zaczynając, na dopakowanych skurczybykach zajmujących połowę ekranu kończąc. Wszystkie są pomysłowe i nie należą do najprzystojniejszych.
W "Dead Space" nie tylko potwory wyglądają świetnie, ale wszystko inne również. Graficznie to wciąż jeden z ładniejszych tytułów na konsole obecnej generacji, a równać się z nim może tylko część druga. Postacie, lokacje, przedmioty, wszystko zostało wykreowane z dbałością o najmniejsze szczegóły. Niejednokrotnie przerywałem wędrówkę po Ishimurze po to tylko, by delektować się obłędnym widokiem. Jeśli dodać do tego równie wspaniałe udźwiękowienie, które często zjeży nam włos na głowie, wówczas kosmiczna przygoda okaże się nie lada doświadczeniem.
[image-browser playlist="607373" suggest=""]©2008 EA Redwood Shores
Czy gra wobec tego ma jakieś wady? Ma, dokładnie dwie, które nieco popsuły mi odbiór całości. Po pierwsze, nijaki bohater. Isaak wygląda jak przeciętny chłopek, który nie wyróżnia się niczym spośród setek jemu podobnych. W dodatku przez większość czasu widzimy go zakutego w kombinezon, co przy fakcie, że przez całą grę w ogóle się nie odzywa uniemożliwia nam jakąkolwiek identyfikację z nim. Po drugie, gra jak na survival horror jest dość długa za to lokacje bardzo do siebie podobne (dolegliwość, na którą cierpiał również "Doom 3"), dlatego w pewnym momencie do rozgrywki wkrada się drobna monotonia, którą zaciera dopiero końcowy poziom. Aż szkoda, że takich miejscówek, położonych gdzieś na powierzchni planety nie było więcej.
Poza dwoma ww. mankamentami gra jest niemalże idealna. Niepokojący klimat, oryginalne potwory, rozgrywka nie ograniczająca się wyłącznie do strzelania, ale także do rozwiązywania zagadek, jak również poruszania się w próżni i lokacjach pozbawionych grawitacji sprawiają, że od "Dead Space" trudno jest się oderwać. W dodatku świetna oprawa audiowizualna jeszcze bardziej podnosi, i tak już wysoką, wartość omawianego produktu. Jeżeli szukacie gry długiej, wymagającej, w którą wsiąkniecie bez reszty to propozycja panów z EA Redwood Shores będzie strzałem w dziesiątkę.