Wierność materiałowi źródłowemu
Jak i w pierwowzorze, tak i w nowym wydaniu statek wydobywczy Ishimura wysyła sygnał S.O.S. Jednostka, która opowiada na wezwanie – a tak się trafia, że na jej pokładzie znajduje się nasz główny bohater – musi mierzyć się z czymś, z czym jeszcze nie zetknął się nikt. Bohaterowie docierają na statek wydobywczy, a tam... nie ma żywej duszy! Za to w ciemnościach czają się potwory, które mają tylko jedno zadanie: zlikwidować wszystko, co się rusza. Dość szybko, bo raptem po upływie zaledwie kilku minut rozgrywki, przekonujemy się, jak bardzo są to zabójcze i przerażające maszkary, które za pomocą szybów wentylacyjnych cichaczem przemieszczają się pomiędzy pokładami Ishimury. Tak zaczyna się koszmar, w którym gracze spędzą co najmniej kilkanaście godzin. Nie tak dawno temu, w oczekiwaniu na remake, postanowiłem pograć troszkę w oryginał, by przypomnieć sobie to i owo. Po uruchomieniu nowego wydania czułem się jak w domu. W zasadzie zdecydowana większość była taka sama, niemal identyczna, co oczywiście pochwalam. Są lekkie modyfikacje, które nie psują tego, co w pierwowzorze było dobre. Na pierwszy rzut oka trudno będzie znaleźć różnice, bo wszystko zachowane jest w stylistyce przypisanej do oryginału, ale przy zestawieniu lokacji, widać, że je unowocześniono i uwspółcześniono. Pokuszono się również o drobne zmiany fabularne, by produkcja była bardziej strawna dla współczesnego odbiorcy. Kiepski główny bohater, a więc Isaac Clarke, który był kompletną niemową, zyskał na tych zmianach. Nadal wypada drętwo, ale chociaż przemówił ludzkim głosem. Nie wpływa to szczególnie na odbiór gry jako takiej, ale jest wyznacznikiem współczesnych standardów, w których nie ma miejsca dla niemych postaci. Jedną z większych nowości w remake’u jest możliwość swobodnego poruszania się w stanie nieważkości. Coś, co w oryginale było sztywne i nie zezwalało nam na szerszą eksplorację, w Dead Space Remake zostało rozbudowane do takiego stopnia, że nie musimy już ograniczać się do wyznaczonych przez twórców z Visceral Games schematów. Oczywiście nadal latanie w nieważkości jest zarezerwowane dla poszczególnych miejsc. Jest to jednak ciekawe urozmaicenie względem oryginału. Po co ruszać coś, co wcale nie potrzebuje zmiany? No właśnie. W Dead Space Remake nadal mamy ten świetnie zrealizowany system walki, który wcale nie polega na biciu w łeb, ale na odcinaniu kończyn. Te zaś same w sobie mogą stać się całkiem przydatną bronią w walce z nekromorfami. W dalszych etapach rozgrywki pojawiają się przeciwnicy, którzy wymagają nieco innego podejścia, ale zmienia się też nasz arsenał, który z powodzeniem możemy wykorzystywać do rozczłonkowywania wrogów. Jak to zwykle bywa, więksi i zarazem potężniejsi przeciwnicy, nazwijmy ich sub-bossowie, mają swoje słabe punkty, którymi niekoniecznie muszą być kończyny do „amputacji”. To sprawia, że walka z przeciwnikami jest zróżnicowana. Plus w trybie NG+ pojawiają się przeciwnicy, którzy wymagają od graczy nieco więcej umiejętności. Wątek fabularny zachował swój rdzeń. Konstrukcja misji nie różni się zbytnio od tego, co było nam dane poznać już wcześniej. Warto jednak nadmienić, że w grze znajdziemy misje poboczne. Tak! To również wyznacznik współczesnych gier, które bez misji pobocznych się nie obejdą. Nie są to rozbudowane zadania, ale ciągną się przez znaczną część głównego wątku fabularnego. Oczywiście wpływa to na długość rozgrywki, co naturalnie jest zaletą, wszak Dead Space Remake jest – jak pierwowzór – grą singlową.Boimy się tego, co nieznane
Wiadomo, że strach ma wielkie oczy i jak już go poznamy, to jest się nam łatwiej z nim oswoić. Tak jest z Dead Space Remake. Myślę, że ogrywając oryginał i przypominając sobie fabułę i kluczowe miejsca, zepsułem sobie zabawę z nową wersją. W zasadzie to, co straszyło w produkcji z 2008 roku, nie straszy w remake’u gry, bo wiedziałem, kiedy i gdzie zacznie się walka o przetrwanie. Najbardziej przerażające momenty to oczywiście te, w których słyszymy potwora, ale nie wiemy, gdzie on się znajduje. Pomijam fakt, że granie z kolorami przypisywanymi do mroku nie jest tutaj bez znaczenia, a dźwięki grozy na stereofonicznych słuchawkach dla PS5 potęgują wrażenie. Czar prysnął, bo znałem to, co powinno być dla mnie obce. Gra korzysta z mechanizmów straszenia, które są nam powszechnie znane. Oprócz cieni i blasków, dźwięków ciszy i hałasu, są jump scare’y i dylematy: walić we wroga całym arsenałem czy uciekać? Często w horrorach towarzyszy mi to pytanie, bo jakoś tak z natury gdzieś tam z tyłu głowy mam świadomość, że ta amunicja może mi się przydać kiedy indziej. W Dead Space Remake głównie czekać nas będą starcia z pojedynczymi przeciwnikami, chociaż zdarzają się momenty, gdy gra przeradza się w zwykłą sieczkę. Gdy komputerowy asystent z Ishimury przemówi, informując, że załącza się kwarantanna w pomieszczeniu, to wiedz, że coś się święci i lepiej, byś miał w zanadrzu więcej niż jedną apteczkę. Wszystko jest jednak w granicach rozsądku, bo odpowiedni balans rozgrywki został zachowany. Gra nawet pozwala nam na chwilę oddechu i napawanie się pięknymi widokami martwej przestrzeni kosmicznej. Te są wspaniałe. Chociaż w dużej mierze produkcja jest ciemna i pozbawiona ciekawej palety barw, to ma swój unikatowy urok. Miała już w 2008 roku.Oprawa ma znaczenie
Co nie było możliwe do osiągnięcia w 2008 roku, jest możliwe do zrealizowania 15 lat później. I tak Dead Space Remake oferuje nam znakomitą grę świateł oraz rozdzielczości dla tych, którzy cenią wysoką płynność przy niższej rozdzielczości lub wysoką jakość obrazu przy niższym współczynniku klatek na sekundę. Oczywiście przy tych niższych klatkach na sekundę (30fps) gra oferuje rozdzielczość 4K i ray-tracing. W płynności na poziomie 60 klatek na sekundę nie doświadczymy ray-tracingu, a maksymalna rozdzielczość to 2K. Kolejną fenomenalną robotę odwalono przy okazji udźwiękowienia. Tutaj nie tylko gra muzyka, ale również i dźwięk przestrzenny robi wrażenie. Na dodatkowe benefity mogą liczyć posiadacze PS5. To oni za sprawą kontrolera DualSense przeżyją pogłębione doświadczenia. Gra wykorzystuje haptyczne wibracje oraz głośniczek wbudowany w kontroler. Ponadto w opcjach możemy znaleźć sporo ułatwień rozgrywki, np. tryb fabularny czy ostrzeżenia przed niepokojącymi scenami, które mogą powodować zgorszenie. Domyślnie są one wyłączone, ale jeśli ktoś ma taką potrzebę, to może sobie je włączyć i tym samym zaliczyć się do grona osób, które mają za sobą fabułę w Dead Space. Zaskoczeniem dla mnie jest fakt, że zdecydowano się na dodanie nowych poziomów trudności – tych niższych. Z ciekawości sprawdziłem, jak wygląda zabawa w trybie fabularnym . To bułka z masłem, w której o pasek zdrowia nie należy się martwić, a amunicja znajduje się niemal w każdym rogu. Osobiście polecam zabawę na normalnym poziomie trudności, a ci z Was, którzy cenią sobie wyzwanie, mogą od razu spróbować sił na poziomie trudnym. Przejście gry na trudnym poziomie odblokuje kolejny, jeszcze trudniejszy poziom. Łowcy trofeów będą musieli zaliczyć całą opowieść. Zaskoczeniem – i to niemiłym! – był moment, kiedy po uruchomieniu gry pojawił mi się tzw. błąd krytyczny. Gra uruchomiła się poprawnie, ale nie wczytał mi się Isaac. Mogłem prowadzić rozgrywkę z pierwszej osoby. W zasadzie trudno nazwać to doświadczenie rozgrywką, bo nie mogłem strzelać ani też otwierać pomieszczeń, ale za to mogłem patrzeć na wszystko oczami głównego bohatera. Błąd ten pojawił się gdzieś w końcówce i dopiero wczytanie jednego ze znacznie wcześniejszych plików z zapisem pozwoliło mi go wyeliminować. To dołożyło mi kilkadziesiąt minut rozgrywki i wiązało się z koniecznością powtarzania lokacji.To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj