Motyw polowania na androidy nie jest nowy, ale w pierwszym tomie Descenera prezentuje się doskonale, także dzięki intrygującej stronie graficznej.
Tematyka relacji na linii człowiek-sztuczna inteligencja fascynowała twórców science fiction niemal od początków istnienia gatunku. Tematyce poświęcił sporą część swojej twórczości chociażby
Isaac Asimov, a i nasz
Stanisław Lem wykorzystywał ten motyw w swoich utworach. Nie inaczej było w kinematografii, od
Blade Runner po
The Terminator i
The Matrix. Wydaje się więc, że przez lata powiedziano już w tej tematyce wszystko… ale nie jest tak do końca, bo co jakiś czas pojawia się pozycja, która dorzuca nowy głos do tej, na razie czysto teoretycznej, dyskusji.
Właśnie taką pozycją jest
Descender, vol. 1, komiks ze scenariuszem
Jeff Lemire i stroną graficzną
Dustin Nguyen. To historia robota-dziecka Tima, który budzi się w zniszczonej bazie. Podczas jego trwającej kilka lat nieaktywności doszło do ataku na ludzkie planety ze strony olbrzymich maszyn. Teraz na roboty polują łowcy pałający chęcią rewanżu. Sprawa nie jest jednak tak prosta, bo Timem zainteresowani są też przedstawiciele władz mający nadzieję, że kryje on odpowiedzi dotyczące ataku.
W pewnym momencie główna oś historii przeplata się z przeszłością Tima, jego socjalizacją z ludzką rodziną, stawaniem się nie przedmiotem, a podmiotem. Obserwowanie tego z perspektywy czasu, będąc świadomym obecnej sytuacji robota, a jednocześnie mając gdzieś z tyłu głowy bagaż znajomości wielu innych historii o tej tematyce, można naprawdę przejąć się losem postaci i mu autentycznie współczuć. Lemire potrafi stworzyć atmosferę melancholii, słodko-gorzką mieszankę, która nadaje dodatkowego wymiaru opowieści.
Descender dorzuca też głos do dyskusji o segregacji czy dyskryminacji. Na pierwszy rzut oka podział człowiek-maszyna wydaje się znacznie prostszy i wyraźniejszy niż dzielące ludzkość kwestie, ale gdy z jednej strony zestawi się myślącego, wrażliwego i dobrego robota, a z drugiej ludzkie szumowiny, to pojawia się moment refleksji nad zbyt pochopnym ferowaniem sądów. Przy tym Lemire bardzo dobrze ten wątek rozgrywa, czuje, kiedy go uwypuklić, a kiedy wprowadzić bardziej widowiskowe sceny.
Omawiany komiks nie robiłby jednak aż takiego wrażenia, gdyby nie ilustracje. W całości malowane nie przypominają typowych komiksowych grafik. Dość ascetyczne, z oszczędnie naniesionymi kolorami (i równie ograniczoną paletą barw), krok po kroku wprowadzają czytelnika w klimat, podkreślają kluczowe sceny i niekiedy wywołują wrażenie obcości: rzecz bez wątpienia na miejscu w przypadku fabuły
Descendera.
Blaszane gwiazdy to dopiero początek większej historii. Zaprezentowane zostały najważniejsze wątki, co nieco zdradzono, ale najważniejsze tajemnice nadal pozostały niewyjaśnione. Ponadto sytuacja bohaterów także się komplikuje w finale, co jeszcze podkręca oczekiwanie na kontynuację. Nadal jest więcej pytań niż odpowiedzi, więc pozostaje czekać na kontynuację.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h