Pierwszy sezon serialu Detektyw okazał się światowym fenomenem. Przywrócił mrok do kryminałów telewizyjnych i pchnął w nowym kierunku karierę Matthew McConaugheya, który wyszedł z szuflady komedii romantycznych. Zestawienie tego aktora z Woody Harrelsonem okazało się strzałem w dziesiątkę. Kolejne sezony, choć nie były tragiczne, to znacznie odstawały od pierwszego. Nie były w stanie mu dorównać pod względem obsady i historii kryminalnej. Może dlatego HBO zawiesiło projekt na pięć lat? Studio w końcu wymieniło showrunnera (na miejscu Nica Pizzolatto pojawiła się Issa López) i znalazło opowieść, która swoim mrokiem i złożonością będzie w stanie zbliżyć się do legendy. Dostaliśmy dostęp do całego sezonu, ale nie będę się wgryzać w szczegóły, gdyż odcinki będą emitowane co tydzień. Dzięki temu jednak mogę ocenić, czy intryga wymyślona przez Issę López ma ręce i nogi. Akcja serialu Detektyw: Kraina nocy rozgrywa się w niewielkiej miejscowości Ennis na mroźnej Alasce. W miasteczku niewiele się dzieje. Każdy każdego zna. Anonimowość praktycznie tutaj nie istnieje. Morderstw też jest mało. Może dlatego jedna niewyjaśniona sprawa (zadźgania dziewczyny) sprzed lat tak zalazła wszystkim za skórę – zwłaszcza wymiarowi sprawiedliwości. Nagle w niewyjaśnionych okolicznościach znikają wszyscy naukowcy z pobliskiej bazy. Patrol znajduje na miejscu jedynie odcięty język. Nie ma żadnych innych śladów. Sprawą zajmuje się szeryf Liz Danvers (Jodie Foster) – robi to oczywiście wbrew wszystkim funkcjonariuszom, którzy woleliby szybko o tym zapomnieć i zakwalifikować sprawę jako zwykłe zaginięcie. Sytuacja mocno się komplikuje, gdy skute lodem ciała naukowców zostają odnalezione gdzieś na mroźnej pustyni. Evangeline Navarro (Kali Reis) – była pracowniczka biura szeryfa, która służy obecnie w drogówce – jest święcie przekonana, że to dziwne morderstwo łączy się z tym sprzed lat. Wbrew woli Danvers chce przyłączyć się do śledztwa i rozwiązać zagadkę. Nie muszę chyba pisać, że w trakcie dochodzenia na światło dzienne wychodzą inne skrzętnie ukrywane sekrety mieszkańców miasteczka.  
fot. materiały prasowe
Issa López w produkcji Detektyw: Kraina nocy skupia się nie tylko na życiu, jakie toczy się na skutej lodzie Alasce, ale także na pokazaniu podobieństw i różnic między społeczeństwami, które nauczyły się ze sobą żyć i muszą się tolerować. Najlepszym tego przykładem jest szorstka przyjaźń Liz Danvers z Evangeline Navarro – pełna przytyków dotyczących pielęgnowania rodowych korzeni. Oczywiście bohaterów w tym kryminale jest dużo więcej. Poznajemy m.in. młodszego aspiranta Priora (Finn Bennett), który zrobi wszystko, o co go poprosi szefowa. Bierze swoją pracę bardzo na serio, bo chyba nie chce skończyć jak jego ojciec. Do tego dochodzi nastolatka znajdująca się pod opieką Danvers, która sprawia nie lada problemy (o czym widzowie będą mieli okazję się przekonać już w połowie pierwszego odcinka). Jej wątek nie jest szczególnie wciągający, ale ma pokazać panią szeryf z bardziej ludzkiej strony. Showrunnerka nie chciała stworzyć kolejnej kobiety pochłoniętej pracą i zaniedbującej innych. Liz stara się zachować jakiś balans, choć nie jest to łatwe. Jest zresztą kompletnym przeciwieństwem Navarro, która nie przepracowała jeszcze wojskowych traum z pola walki. Cały czas tłamsi w sobie złość – ta jednak czasami wyrywa się na wolność i staje się przyczyną kłopotów. Obie kobiety są diametralnie różne, ale jakoś się dopełniają, przynajmniej w pracy. Taki chyba cel przyświecał López podczas pisania tego sezonu – pokazanie rdzennych mieszkańców Alaski jako ludzi pogodzonych ze swoją przeszłością i przyszłością, żyjących w zgodzie z naturą. I tu pojawia się, tradycyjny już dla tej serii, wątek nadprzyrodzony. Są to wizje, które pomagają wytłumaczyć ludziom rzeczy dla nich niewytłumaczalne. Oczywiście produkcja nie przekracza granic i nie staje się tradycyjnym science fiction. Motywy te mają jedynie pokazać przywiązanie rdzennych mieszkańców do ich ziemi i przodków. Obok nich żyją ludzie targani emocjami, z którymi nie potrafią sobie poradzić. Czasami ta niemoc ciągnie ich w stronę mroku. Pytanie, czy będą oni potrafili z niego wrócić? Detektyw: Kraina nocy ma genialną muzykę autorstwa Vince’a Pope’a i jeszcze lepsze zdjęcia Floriana Hoffmeistera. Mrok wylewa się z każdego kadru. Ennis to miejsce, w którym ludzie żyją jakby za karę. Miejsce, w którym marzenia błyskawicznie umierają. Panujący chłód jest wprost wyczuwalny po drugiej stronie ekranu. Efekty pracy obu panów potęgują poczucie grozy. Szkoda tylko, że scenariusz nie zawsze to wykorzystuje. Jest tutaj sporo niepotrzebnych i przegadanych scen, a także bohaterów, którzy pojawiają się bez większego celu, jakby ich zadaniem było po prostu rozciągnięcie fabuły. Miejscami tempo akcji zwalnia tak bardzo, że niemal staje. A to nigdy nie pomaga produkcją kryminalnym. Aktorsko jest bardzo ciekawie. Jodie Foster staje na wysokości zadania i dostarcza nam ciekawą, aczkolwiek znajomą postać. Jestem przekonany, że wielu widzów odbierze Liz Danverse jako bardziej zgorzkniałe alter ego agentki Clarice Starling z Milczenia Owiec. Nie wiem, czy był to zamierzony zabieg aktorki, czy tak jej po prostu wyszło. Odkryciem dla mnie jest Kali Reis, której nie kojarzyłem wcześniej z żadnego projektu. Artystka wnosi do Detektywa trochę świeżości. Wspaniale obserwuje się jej przepychanki słowne z Foster. Widać, że panie złapały dobry kontakt na planie i bawiły się swoimi postaciami. Nowy Detektyw może nie jest tak dobry jak pierwszy sezon, ale nie zawodzi. Jestem przekonany, że odebrałbym go o wiele lepiej, gdybym wcześniej nie widział Mare z Easttown, bo seriale te są bardzo podobne. Tym samym Jodie Foster nie ucieknie od porównań do Kate Winslet. Niestety wypada od niej słabiej. Nie wiem, czy to dlatego, że tamten serial wyszedł wcześniej, przez co produkcja López straciła na oryginalności. A może mało zaskakujące rozwiązanie intrygi zaważyło na tym, że w stronę Mare z Easttown spoglądam z większą sympatią? Albo po prostu poprzeczka zawieszona wysoko przez pierwszy sezon Detektywa sprawiła, że moje oczekiwania w stosunku do tej serii były tak wielkie, że żaden następny sezon nie był w stanie im sprostać. Podsumowując, Detektyw: Kraina nocy to ciekawa produkcja, ale nie redefiniuje gatunku tak, jak robił to jego pierwowzór.   
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj