Recenzując premierę 2. sezonu serialu “Detektyw”, wspominałem, iż produkcja Nica Pizzolatto tak bardzo różni się od 1. serii, że chyba bardziej się nie da. Niestety nie oznacza to, że jest serialem lepszym niż półtora roku temu. Wręcz przeciwnie.
Tworzenie seriali w formie antologii - i to tak rygorystycznej jak w przypadku “
True Detective” - automatycznie narzuca widzom postrzeganie produkcji przez pryzmat poprzedniej serii. A ta, jak pamiętamy, była wyjątkowo dobra. Bohaterów granych przez McConaugheya i Harrelsona pamiętać będziemy jeszcze długo. Czy podobnie będzie z Velcoro, Bezzerides i Woodrughem? Dotarliśmy do połowy 2. serii i na razie nic na to nie wskazuje.
W 1. sezonie zachwycała aura tajemniczości, a nawet mityczności. Kult szatana, Król w Żółci, teorie, wskazówki i monologi Rusta Cohla sprawiały, że produkcja HBO przyciągała przed ekran. W 2. serii “
True Detective” stał się zwyczajnym serialem kryminalnym, a twórcy starają się przybliżyć ciężką pracę detektywów (mających przy okazji wiele problemów osobistych), których kariera wisi na włosku. Dzięki kreacjom Farrella, Vaughana i McAdams to nadal serial wyróżniający się na tle tego, co możemy oglądać dziś w telewizji. O ile jednak bohaterowie nakreśleni są poprawnie, to zupełnie szwankuje wątek związany ze śledztwem, które prowadzą.
W 4. odcinku zastanawiałem się nawet, czy kiedykolwiek to śledztwo zostanie rozwiązane. Tropów jest niewiele, a bohaterowie uganiają się za mniej znaczącymi bandziorami, którzy na temat morderstwa zarządcy miasta mogą coś wiedzieć, ale też nie muszą. Śledztwo, a tym samym fabuła, stoi w miejscu od kilku tygodni i nie zmienia tego nawet fałszywa “śmierć” Velcoro czy strzelanina z końcowych minut najnowszego odcinka, którą (jak widać było na obrazkach kończących epizod) przetrwali tylko trzej główni bohaterowie (cóż za zbieg okoliczności).
[video-browser playlist="725625" suggest=""]
Nie ukrywam jednak, że coraz przyjemniej ogląda się na ekranie dwójkę głównych detektywów. Velcoro i Bezzerides mają na sumieniu grzechy z przeszłości i teraźniejszości, ale łączy ich wspólna chęć rozwiązania sprawy kryminalnej. Zupełnie rozczarowuje za to wątek Woodrugha. Można odnieść wrażenie, że doklejony jest na siłę i nie pasuje do reszty historii (podobnie jak osobiste problemy bohatera). Poniżej oczekiwań wypada też Frank Semyon, rozszerzający swoje wpływy w mieście, którego związek z całym śledztwem wydaje się być z tygodnia na tydzień coraz mniejszy (co zapewne jest celowym działaniem scenarzystów).
“
True Detective” to wciąż dobry, a może i nawet bardzo dobry serial, któremu jednak wiele brakuje do znakomitego 1. sezonu. Półtora roku temu poza wszelkimi zaletami wymienionymi wcześniej zachwycała też sceneria brudnego, szarego i smutnego Nowego Orleanu. Tymczasem w 2. serii czegoś takiego nie ma. Niby miasteczko, w którym rozgrywa się akcja serialu, jest duszne i uprzemysłowione, ale odnoszę wrażenie, że ujęcia autostrad i dróg szybkiego ruchu dodawane są zupełnie na siłę.
Czytaj również: Najbardziej klimatyczne seriale z intrygą w tle
Mam cichą nadzieję, że druga połowa tego sezonu “
True Detective” będzie lepsza niż pierwsza, a w zakończeniu zobaczymy najmniej spodziewane rozwiązanie.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h