Od samego początku realizacja tej miniserii wywoływała mieszane uczucia. Po co ktoś chciałby zadzierać z perfekcyjnym pierwowzorem? Z czasem zaczęliśmy jednak oswajać się z myślą, że z tego projektu może wyjść coś wyjątkowego. Co chyba najważniejsze, Joel i Ethan Coen pobłogosławili telewizyjne Fargo i widnieją na liście płac jako współproducenci. Skoro oni uznali scenariusz serialu za wystarczająco dobry, to w gruncie rzeczy oznaczało, że nie ma większych powodów do obaw. Do tego dorzućmy jeszcze, iż za emisję odpowiada stacja FX – przedstawiciel basic cable, który w tym wymagającym biznesie zawsze stara się pomagać twórcom w kształtowaniu ich wizji, nieraz ignorując spadki w wynikach oglądalności. Widać to choćby po Synach Anarchii, Justified czy The Americans.

Tak więc nie musimy się martwić o to, że Noah Hawley odczuwał jakąkolwiek presję w trakcie skrupulatnego budowania fabuły. A jeżeli genialne (choć zdecydowanie przedwcześnie skasowane) "The Unusuals" jest jakimś wyznacznikiem, to Hawley jest odpowiednim człowiekiem do tej roboty. Fargo jest poza tym serią limitowaną, a cała historia zamknie się w dziesięciu odcinkach. Taki format pozwala na dokładne rozplanowanie wszystkich wydarzeń, a co za tym idzie, wyraźnie maleje prawdopodobieństwo wystąpienia fillerów. Takie krótkoterminowe rozwiązania sprzyjają przede wszystkim angażowi gwiazdorskiej obsady. Martin Freeman i Billy Bob Thornton bardzo chętnie przystali na kilkumiesięczne wakacje w mroźnej Kanadzie, gdzie odbywały się zdjęcia do serialu FX.   

Lester Nygaard (Freeman) to niczym niewyróżniający się sprzedawca ubezpieczeń, który nieudolnie kroczy przez życie, dając sobą pomiatać na prawo i lewo. Gdy jest już u granic wytrzymałości, nagle w mieście pojawia się Lorne Malvo (Thornton), jegomość niezwykle tajemniczy, który sprawia, że liczba trupów w okolicy zaczyna drastycznie wzrastać.

[video-browser playlist="631323" suggest=""]

Już po premierowym odcinku widać, że nowe Fargo będzie czerpać z oryginalnego źródła tylko do pewnego stopnia. Produkcja oddaje hołd filmowi głównie za sprawą otoczki świata przedstawionego i fantastycznej atmosfery, fabularnie natomiast będzie chciała podążać w innym kierunku i dorównać śledztwu prowadzonemu przez Marge Gunderson. Tamta kryminalna zagadka spędzała sen z powiek ciężarnej policjantki z Brainerd w roku 1987. Tym razem znajdujemy się w Bemidji 19 lat później. To prowincja zaśnieżonej Minnesoty, gdzie zazwyczaj jest cicho i spokojnie, a ludzie są dla siebie mili i życzliwi. Klimat obrazu braci Coen został więc odwzorowany niemal idealnie, ze ścieżką dźwiękową i charakterystycznym akcentem postaci włącznie. Trzeba jednak przyznać, że wersja telewizyjna na razie oscyluje na granicy dramatu i czarnej komedii. W widza uderza zdecydowanie poważniejszy ton historii, a choć scen ociekających absurdem nie brakuje, to inne aspekty fabuły niż humor grają tu pierwsze skrzypce. Jest jednak spora szansa na to, że w kolejnych tygodniach trend ten się odmieni. W końcu niedługo do akcji wkroczy nieobecny w otwarciu, zawsze przezabawny Adam Goldberg.  

Gdzieś około 40 minuty tego trwającego prawie tyle co film pilota natrafiamy na moment, w którym Fargo zaczyna podążać swoją własną ścieżką. – Brnąłeś przez życie, myśląc, że rządzą nim jakieś zasady. Nie ma żadnych zasad – tłumaczy Malvo Lesterowi. Wtedy następuje finałowy akt odcinka, który wbija w fotel. Wszystko obraca się do góry nogami, a nasze początkowe spostrzeżenia dotyczące głównych postaci ulegają błyskawicznemu przewartościowaniu. Porzucamy w mgnieniu oka wszelkie próby doszukiwania się analogii do pierwowzoru. Teraz bowiem nie ma to najmniejszego sensu – różnic jest więcej niż powiązań. Tym lepiej dla widza, szczególnie takiego, który widział film. Nie musi teraz rozpatrywać miniserii jako przyzwoitej kopii, ale jako oryginalny twór z własną tożsamością. Właśnie do takich wniosków można dojść po seansie ostatnich 25 minut.

[video-browser playlist="635522" suggest=""]

Nie da się ukryć, że to w dużej mierze zasługa Thorntona i jego Lorne’a Malvo. Postać to niezwykle intrygująca i można odnieść wrażenie, że jej poczynania będą napędzać fabułę kolejnych epizodów. Antybohater, który ma umiejętność identyfikowania słabości drugiego człowieka, wie, jak na niego wpłynąć i że jest podatny na manipulację. Bawi się nieszczęściem innych tylko po to, aby zobaczyć, jakie będą rezultaty. Do mroźnego Bemidji przybył diabeł wcielony, którego bardzo trudno będzie przepędzić! Gra, którą zafundował sobie Malvo z lokalnymi półgłówkami (choć niektórych z nich powinien bardziej docenić), to tylko jedna ze skrywanych tajemnic. Kim są jego pracodawcy w Duluth? Kto był uwięziony w bagażniku jego auta? I co, do diaska, trzyma w tej walizce?

Fargo zalicza świetny start, który zwiastuje, że kolejne dziewięć odsłon będzie stało na podobnym, wysokim poziomie. Już teraz mam nadzieję, że FX zdecyduje się zamówić kolejna serię. Wzorem Detektywa i zgodnie z regułami antologicznego formatu obsada i historia byłyby zupełnie inne, ale pozostałby rewelacyjny klimat, którym już teraz można się tylko zachwycać.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj