Spin-off Pamiętników wampirów zyskuje przede wszystkim dzięki grupie bohaterów, których perypetie ogląda się z niekłamaną przyjemnością. Nie mamy tutaj mdłego gadania o miłości, uczuciach czy innych banałach wyjętych żywcem z fanfica nastolatki. Tutaj widzimy postacie pierwotnych wampirów, które nie są miłe, sympatyczne oraz przesłodkie jak Elena i spółka. I to działa w The Originals - zapewnia niezwykły klimat, który przyciąga do ekranu.
Klaus jak zawsze stoi w centrum i tradycyjnie udaje, że umie grać w drużynie. To prawdziwy diabeł w przebraniu, który knuje, planuje i spiskuje, aby odzyskać tron. Wydaje się, że Rebekah i Hayley są jego partnerkami w walce o władzę, ale prawda jest taka, iż to tylko narzędzia i środki, chociaż powoli da się odczuć zmianę w osobowości Klausa - zwłaszcza w stosunku do matki jego dziecka - ale na razie nie wpływa to w ogóle na jego decyzje. Bardzo subtelnie ale odczuwalnie odzywają się w nim uczucia, o jakie go nigdy nie podejrzewaliśmy. Chociaż dobrze wiemy, że Klaus działa w pojedynkę, da się zauważyć, że w jakimś stopniu zależy mu na Hayley oraz na swojej siostrze. Relacje z Rebekah delikatnie się rozwijają i zaczynam odnosić wrażenie, że kolejne porcje błota, rzucanego w jego twarz przez bohaterkę, zaczynają odnosić jakiś skutek.
Sam plan osłabienia pozycji Marcela jest znakomity w swojej prostocie. Spokojne, regularne ataki niszczą atmosferę w jego grupie i zaufanie do niego jako wodza. Do tego jeszcze dokonują destrukcji jego wewnętrznej siły, bezwzględnie wykorzystując uczucia względem Camille. Stopniowo wprowadzany jest chaos, zwątpienie i paranoja, a jednocześnie coraz większe zaufanie wobec Klausa. I to wszystko ogląda się z emocjami, czyli czymś, czego w Pamiętnikach wampirów nie było już chyba od dwóch sezonów.
[video-browser playlist="634443" suggest=""]
Julie Plec ma słabość do bali. Wiemy to dzięki licznym imprezom w Mystic Falls, więc chyba każdy z nas oczekiwał, że jakiś w końcu zobaczymy w Nowym Orleanie. I tutaj jedno z większych zaskoczeń trzeciego odcinka The Originals - bal nie służy do podkreślania kolejnych obyczajowych dramatów, ale jest jedynie jednym z kroków w kierunku egzekucji planu. Nawet sam koncept imprezy wydaje się bardziej interesujący i mający pewien klimat.
W The Originals są wątki romantyczne, ale gdzieś na trzecim planie. Odgrywają one zaledwie rolę dodatku do głównej osi fabularnej i, o dziwo, są prowadzone w zupełnie inny sposób niż w Pamiętnikach wampirów. Widzimy to w relacji Marcela z Camille oraz Rebekah. W pewnych scenach da się odczuć, że urocza wampirzyca ma do niego słabość, a ten świadomie to wykorzystuje. Subtelność prowadzenia uczucia widoczna jest szczególnie w scenie rozmowy Klausa z Camille - na ekranie aż iskrzy, gdy na siebie patrzą i rozmawiają o rzeczach, od których uszy nie krwawią. Takie trójkąty miłosne można oglądać.
The Originals na razie prezentuje poziom, jakiego Pamiętniki wampirów prawdopodobnie nigdy nie osiągnęły. Jest ciekawie, intrygująco i dynamicznie. Twórcy ponownie pozostawiają nas z pytaniami - co oznaczają słowa czarownicy, które usłyszała Hayley? Żałuję jedynie, że nie wykorzystują potencjału muzycznego Nowego Orleanu. Miasto żyje muzyką i to powinno być bardziej odczuwalne w serialu.