Dni w historii ciszy to wspomnienia żyjącej w Norwegii starszej kobiety, zmieniające się w medytację nad sensem słów, milczenia i komunikacji między ludźmi.
Dni w historii ciszy, obsypaną nagrodami powieść norweskiej autorki Merethe Lindstrom wydaną przez Art Rage, otwiera prosta, ale niepokojąca scena. Do domu młodej kobiety puka nieznajomy chłopak. Wyjaśnia, że chciałby skorzystać z telefonu. Eva wpuszcza go do środka, przerywając na chwilę zabawę z malutkimi córkami i wskazuje aparat. Gość podnosi słuchawkę, zastanawia się przez chwilę, a potem odkłada ją z powrotem. „Piękny dom”, stwierdza. I dalej milczy.
Milczenie, cisza i niezrozumienie to kluczowe elementy powieści. Wspomnianą sytuację poznajemy z relacji Evy, pierwszoosobowej narratorki Dni z historii ciszy, będącej już starszą kobietą. Jej córki są dorosłe i mieszkają osobno, praca nauczycielki stała się zaledwie wspomnieniem, a życie z mężem, emerytowanym lekarzem, zmieniło się nie do poznania, odkąd ten… przestał mówić. Nastąpiło to stopniowo: najpierw Simon odzywał się coraz rzadziej, a w chwili, gdy Eva opowiada nam historie dotyczące jej i jej bliskich, ucichł na dobre. Opowiadany niespiesznie monolog narratorki kryje w sobie całą serię tajemnic. Co sprawiło, że z domu małżeństwa została odprawiona Marija, pochodząca z Łotwy kobieta, która latami przychodziła tam sprzątać i stała się najbliższą przyjaciółką gospodarzy? Co stanowiło niegdyś fundamentalny punkt niezgody między Evą a Simonem? Na ile zamilknięcie mężczyzny jest świadomym wyborem, na ile konsekwencją utraty zdrowia, a na ile wymuszoną upływem czasu ucieczką w traumatyczne doświadczenia dzieciństwa? Czy Eva zgodzi się go oddać do domu opieki, co zdaniem jej córek jest jedynym możliwym rozwiązaniem? I dlaczego ten pomysł budzi w niej tak silny instynktowny opór?
Przeszłość dotyka bohaterów w każdej chwili. Eva obsesyjnie wraca myślami do otwierającej powieść sceny. Zajmuje się opuszczonym grobem nieznajomego młodego człowieka. Prowadzi kluczące, omijające podstawowe tematy, a jednocześnie wokół nich krążące rozmowy z miejscowym pastorem. Kościół, którym ten się opiekuje, poznajemy jako miejsce obce, mistyczne i niezrozumiałe. Eva i Simon uważają, że tam nie należą, nie znają religijności i jej nie pragną, ale jednocześnie na różnych etapach życia czują pewną fascynację terytorium, na którym ludzie zdają się stykać z transcendencją.
Nie wszystkie wspomniane wcześniej sekrety są przedstawione równie przekonująco. Zagadkę związaną z Mariją łatwo odgadnąć długo przed wyjawieniem prawdy przez autorkę, a sama postać Łotyszki staje się niemal rekwizytem. To jednak wyłącznie drobne zarzuty. Powieść Lindstrom broni się pierwszorzędnie, w istotnej części dzięki świetnemu przekładowi Karoliny Drozdowskiej. Norweska autorka doskonale wyczuwa granicę między zachowaniem niejednoznaczności a powiedzeniem zbyt mało. Milczenie Simona, które w Evie wywołuje na zmianę wściekłość, rozpacz i zazdrość, mężczyźnie wydaje się chwilami wręcz oddawać wolność, a chwilami pozbawiać ostatnich szans przekazania innym prawdziwego sensu swojego życia. Sensu, który dla bohaterów Lindstrom często kryje się w tym, co bezpowrotnie utracili.