Fabuła początkowo przypomina wstęp do filmu Opowieści z Narnii: Lew, czarownica i stara szafa. Oto stare domostwo, którego właściciel szuka nowych lokatorów. Brakuje jednak magicznej szafy, ale to jednak nie ta sama historia. W każdym razie tak się składa, że Bill wkracza na studenckie ścieżki, a nie wypada wciąż mieszkać z rodziną, więc wraz z piątką przyjaciół postanawia znaleźć przestronne i tanie lokum. Jak powszechnie wiadomo, obie te cechy najczęściej się wykluczają. Jednak jak z nieba spada im właściciel zabytkowego domu, który o dziwo nie żąda dużych pieniędzy za wynajem. Oczywiście dość szybko okazuje się, że brakuje wielu udogodnień, ale czymże one są przy znikających lokatorach…? Biedny Pavel zostaje pierwszą ofiarą domu. Na scenę wkracza zatem Doktor, ponownie ratujący świat przed kosmitami. A przynajmniej ratuje grupę młodych ludzi. Odpowiedzialny za scenariusz do odcinka Knock Knock jest Mike Bartlett, którego to zresztą doktorowy debiut. Ma jednak na koncie miniserial The Town ze znanym z Sherlocka Andrew Scottem, a także lubiany inny serial BBC, Doctor Foster. Doświadczenie jest, ale jednak zbyt małe, aby stworzyć wciągający odcinek Doctor Who. Przede wszystkim działa tu ponownie znany z poprzednich epizodów mechanizm polegający na wykorzystaniu małej i ograniczonej lokacji, w której rozgrywają się wydarzenia, do tego wystarczy bardzo mała liczba bohaterów oraz jedna, wielka tajemnica, okraszona jakimś ekstrawaganckim kosmitą. Prostota fabuły jednak w końcu okazała się prowadzić donikąd. Stare skrzypiące domostwo to wręcz kalka z mnóstwa horrorów, a znikanie bohaterów jeden po drugim już tym bardziej jest zdecydowanie schematyczne. Nawet kosmici okazują się… czymś na kształt zmutowanych karaluchów. A że dom pochłania ludzi, aby jego boazeria rosła w siłę, a pewna dama żyła w zdrowiu? Trochę nudne. Dobrze, że jest jednak Bill – no i sam Doktor. Przy okazji okazuje się, że nowa towarzyszka Doktora nie zachłysnęła się wspaniałymi możliwościami, jakie zaoferował jej Władca Czasu. Bill używa TARDIS jako świetnego zamiennika samochodu do przeprowadzek, samego (oburzonego) Doktora przed przyjaciółmi nazywa dziadkiem, a najchętniej by się go pozbyła, bo chce pomieszkać w spokoju w nowym miejscu z nowymi znajomymi. To ciekawe, że taka zwyczajna przeprowadzka jest dla niej bardziej atrakcyjna, niż zwiedzanie kosmosu. Tym właśnie Bill różni się od Clary Oswald – Clara zachłysnęła się przygodami z Doktorem (co nie dziwi, patrząc na możliwości, jakie jej zaoferował), a Bill nie zapomina także o urokach normalnego życia. Do którego i tak wtrącają się jednak kosmici i pewien starszy pan (grany przez Davida Sucheta, najbardziej znanego z roli detektywa Poirota), chcący uratować córkę – będącą tak naprawdę jego matką. Koniec jest smutny i przejmujący, a wszyscy współlokatorzy Bill wracają do życia (to akurat rzadkość w tym serialu). Odcinek Knock Knock z założenia miał straszyć, co mu się do końca nie udało. Fani Doctor Who wiedzieli już znacznie bardziej "horrorowe" epizody, do tego z o wiele ciekawszą fabułą. Tak naprawdę intryguje dopiero sam koniec – tak jak zawsze Doktor odwiedza swojego zamkniętego niczym w więzieniu znajomego, a widz głowi się, kimże on jest. Tajemniczy bohater w każdym razie lubi meksykańskie jedzenie, słuchać opowieści, a także gra na fortepianie – w tym wypadku utwór Dla Elizy. Matka właściciela domostwa także miała tak na imię… Jak na razie 10 sezon Doctor Who i tak dostarcza sporo rozrywki, a trochę słabszy odcinek można wybaczyć twórcom serialu. Następny, piąty epizod, zaprosi widzów do jakiejś kosmicznej bazy i ginących po drodze ludzi. Zapowiada się podobna historia, ale kto wie, może tym razem będzie ona ciekawsza?
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj