Doktor Who ("Doctor Who") powraca do bycia serialem, w którym dzieci są bardzo ważne. A w tym odcinku - wreszcie są najważniejsze. Oto szkolna wycieczka pod przewodnictwem Clary, a jeszcze bardziej jej kolegi ze szkoły i partnera, Danny'ego Pinka, nocuje w muzeum (tak, tam mają takie atrakcje) i wychodząc rano na ulice Londynu, widzi, że cały świat został w jedną noc całkiem zarośnięty wielkim lasem. Dlaczego, w jaki sposób i czy jest to jakoś powiązane z rozbłyskiem słonecznym, który właśnie ma zamiar zniszczyć życie na naszej planecie – to tajemnica odcinka. Oczywiście od rozwiązywania tajemnic jest Doktor, chyba że w okolicy są jakieś dzieci. A tu jest cała wycieczka. Jeśli kiedyś próbowaliście sobie wyobrazić, jak zachowuje się szkolna wycieczka, która wchodzi do TARDIS, to wreszcie możecie to zobaczyć. Pewnie scenarzysta tego odcinka zainspirował się wystawą Doctora Who – musiał kiedyś być na sali, gdy taka banda tam wpadła i zaczęła wszystkim kręcić.
[video-browser playlist="632987" suggest=""]
Najbardziej lubię ten serial za gatunkowy, fabularny i erudycyjny rollercoaster, kulturowy eklektyzm. Tu mamy horror, by za tydzień śledzić klasyczną opowieść o włamaniu do banku, a potem SF, a potem kryminał - wszystko okraszone dodatkowo mnóstwem aluzji kulturowych na dziesiątkach poziomów. Tak jest i w tym tygodniu. No, w końcu mamy niemalże familijne kino o wycieczce szkolnej z kłopotami, a tytuł (i nie tylko) jest wprost z klasycznej XVIII-wiecznej poezji mistycznej. Serio. To przecież William Blake i drugi wers jego słynnego "Tygrysa": "In the forest of the night". Przeczytajcie sobie jeszcze raz (albo pierwszy raz) ten wiersz i wiele rzeczy w tym odcinku stanie się jeszcze bardziej wyraziste. Może nie wszystko zrozumiałe, wszak ten wiersz do dziś sprawia mnóstwo kłopotów interpretatorom, ale z pewnością ciekawsze. A jeśli wyda Wam się, że – mimo nieznajomości Blake'a – gdzieś już się z tym wierszem zetknęliście, to macie rację. Niejednego twórcę (pop)kultury on już inspirował: od zespołu Tangerine Dream po autorów komiksowych "Ostatnich łowów Kravena" (to o Spider-Manie), a nawet "Kelvina i Hobbesa".
Czytaj również: Kobiety mogące wyreżyserować "Wonder Woman"
I tak trochę dookoła wracamy znowu do dzieci. Tych, które nie boją się zadawać pytań, wyciągać wniosków czy bez trudu po wszystkim zapomnieć o kłopotach. Bo tak naprawdę to odcinek o zapominaniu. Doctor Who to opowieść o ekscentrycznym kosmicie, ale też rzadka okazja, by spojrzeć z dystansu na nas – ludzkość. Ja wiem, że tym zajmują się od setek lat filozofowie i poeci, ale to właśnie tu (jak rzadko gdzie i kiedy) słyszymy wnioski i tezy, do jakich dochodzą, przetrawione przez scenarzystów na proste, zrozumiałe frazy, którymi przy kolejnych okazjach Doktor nas (jako gatunek) podsumowuje. A usłyszeć to od czasu do czasu naprawdę dobrze nam robi. Zwłaszcza dzieciom. Tym bardziej cieszy, że mijają dekady, a młodsi wciąż i wciąż lubią oglądać ten serial. Bo rozumieją Doktora. Ten odcinek jest tego najlepszym dowodem.