Czasem narzekałem na tempo w serialu "Penny Dreadful", kiedy historia rozwijała się wolno, a twórcy skupiali się na innych elementach. To zmienia się w 8. odcinku, który nie tylko rozwinął przewodnią historię, dostarczając ciekawych informacji, ale jeszcze solidnie poruszył wątki poboczne, które zaczynają nabierać na znaczeniu. Główna historia oferuje tym razem coś nowego, bo obserwujemy poczynania Malcolma. W tym wszystkim nie do końca jasny dla mnie jest cel pani Poole - po co ona rzuciła urok na Malcolma i dlaczego chciała go kontrolować? W obliczu jej późniejszych wyjaśnień nie ma to większego sensu. Motyw ten został wprowadzony do serialu chyba tylko po to, by pokazać w niezłych scenach, jak Malcolm wyzwala się spod jej mocy. Może się podobać atmosfera sekwencji, w których widzi on swoich zmarłych bliskich - wiele w tym emocji, subtelności i lżejszej atmosfery, która jest rzadkością w tym serialu. Stanowią niezłe przeciwieństwo mrocznych i trochę przerażających scen z cliffhangera. Były one do przewidzenia, w końcu Poole to samo zrobiło wobec jego żony, ale i tak to działa. "Memento Mori" zachwyca dialogami. Rzekłbym nawet, że  "Penny Dreadful" jest sztandarowym przykładem serialu opartego na wyśmienitych dialogach i pokazuje, jak to robić dobrze. O ile "Game of Thrones" czasem nudzi nieciekawymi rozmowami, to "Penny Dreadful" sprawia, że nie można oderwać wzroku od ekranu. W 8. odcinku najlepsze były te związane z Malcolmem i jego rozmowami z detektywem ze Scotland Yardu, Frankensteinem i ostatecznie z panią Poole (zachwycająca Helen McCrory). To wszystko pokazuje, jak kreować dobre dialogi - są w tym emocje, a sposób mówienia i język ładnie komponują się z klimatem. John Logan tworzy to fenomenalnie. [video-browser playlist="718084" suggest=""] Wątek Doriana Graya poważnie mnie zaintrygował, choć sam w sobie jest przewidywalny. Chyba każdy mógł domyślić się, że Gray nigdy nie pozwoli nikomu poznać swojej tajemnicy, prawda? To było oczywiste, ale nie traktuję tego jako wadę, bo sama scena pozbycia się problemu została zrealizowana dobrze i z klimatem - tak jak trzeba. Pierwszy raz mogliśmy zobaczyć słynny portret Doriana Graya, który mógł przypomnieć, jaka jest to niezwykła jednostka. Mam nadzieję, że to obietnica rozwoju znaczenia tego bohatera i jego nadnaturalnej otoczki. To wszystko jednak blednie przy fenomenalnych końcowych scenach. Kiedy Caliban/Claire przyszedł do Lily, nie spodziewałem się, że to wszystko potoczy się w taki sposób! Prawdopodobnie każdy podzielał zaskoczenie potwora, który nie mógł uwierzyć w to, co Lily mu mówi. Wszystko tak naprawdę oparto na długim monologu, w którym po raz pierwszy w tym serialu zachwyciła mnie Billie Piper. Jak to wspaniale poprowadzono! Od spokojnego początku, niezapowiadającego niczego wielkiego, przez stopniowe podwyższanie napięcia, aż do emocjonalnej końcówki, którą ogląda się, siedząc na skraju fotel. Ten monolog to jedna z najlepszych scen, jakie "Penny Dreadful" nam kiedykolwiek dał. I do tego wyraźnie po raz pierwszy zasugerowano poważny fabularny sens, który pewnie będzie rozwijany w 3. sezonie. "Penny Dreadful" zachwyca w tym odcinku, oferując rozwój głównej historii (nawet sensowny pomysł z braćmi...), wyśmienite szermierki słowne i finał, który buduje fenomenalne emocje, a wszystko to okraszone klimatyczną muzyką Abela Korzeniowskiego. Czego chcieć więcej?
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj