Dom służących to jeszcze jedna książka poświęcona niewolnictwu na plantacjach południowych stanów Ameryki. Powieść wdarła się na listy bestsellerów i już jest zapowiadana ekranizacja. Czy za sukcesem książki stoi wyłącznie dobrze sprzedająca się tematyka?
Deklaracja Praw Człowieka i Obywatela głosi, że „Ludzie rodzą się i pozostają wolnymi i równymi w prawach”. Historia pokazuje, że na przestrzeni wieków byli równi i równiejsi. Ameryka została w zasadzie zbudowana na niewolniczej pracy Afroamerykanów. Niektórzy próbują o tym mówić, dając głos ofiarom niewolnictwa w fabularyzowanych historiach.
Tematyka handlu ludźmi i pracy na plantacjach była poruszana przez literaturę amerykańską wiele razy. Od szokującej swoje czasy Chaty wuja Toma, przez Gone with the Wind i Północ-Południe, aż do sagi Korzenie i wielu innych. W The Kitchen House przeczytamy dzieje plantacji i jej mieszkańców opowiedziane ustami dwóch niezwykłych kobiet.
Kathleen Grissom szokuje swojego czytelnika już od pierwszych stron książki. Jedną z narratorek jest siedmioletnia, mała, biała dziewczynka Lavinia. Nim znalazła się na plantacji Jamesa Pyke przeżyła dramat na statku wiozącym uciekinierów z Irlandii do lepszego świata, jakim miała być Ameryka Północna. Wychudzona i schorowana dziewczynka zostaje umieszczona w domu razem z czarnymi służącymi. Sierota zostaje otoczona ciepłem i prawdziwie rodzinną miłością. Lavinia zostaje oddana pod opiekę mulatki Belle i to właśnie ta młoda, osiemnastoletnia kobieta będzie drugą narratorką w utworze.
Te dwa sposoby prowadzenia utworu nie pozwalają czytelnikowi nudzić się, a jednocześnie zapewniają wgląd w życie plantacji z dwóch perspektyw. Narracja Lavinii jest naiwna i dziecinna, oczywiście, gdy dorasta wszystko się zmienia. Zupełnie inaczej świat wygląda z perspektywy Belle. Ona ukazuje nam życie we dworze od kuchni ze wszystkimi jego blaskami i cieniami.
Bohaterowie drugoplanowi są również bardzo starannie skonstruowani. Każdy z nich ma swój niepowtarzalny charakter i odciska ślad w akcji powieści. Ich losy są opisane w taki sposób, że nie można być wobec nich obojętnym. Czytelnik bardzo szybko będzie miał swoich ulubieńców a także takich, którym będzie życzył serdecznie wszystkiego najgorszego. Ich losy śledzimy w napięciu i w wielkich emocjach, tym bardziej, że jak wiadomo nic nie ma bardziej zaskakującego od życia.
Autorka zdecydowała się na dość karkołomny krok. Postanowiła zawrzeć w swojej powieści wiele elementów. Pisze nie tylko o przemyśleniach i dylematach swoich bohaterów, ale także ukazuje życie codzienne i obyczajowość końca XVIII wieku. Ale to nie koniec. Pokazuje wyraźny kontrast między prostym życiem czarnych niewolników, które jest pełne ciepła i porządku z życiem we dworze, którego obserwacja sprawia, że czytelnikowi nieraz włos będzie się jeżył na głowie. Jednocześnie próbuje pokazać, że nie wszyscy biali są źli. Wybrnęła z tego obronną ręką, wszystko jest zrównoważone a wątki domknięte. Nie ma chaosu, którego się tak bardzo obawiałam.
W akcji powieści autorka zawarła wszystko to, czego potrzebuje dobra literatura obyczajowa. Jest bardzo ciekawa, pełna zaskakujących zwrotów akcji fabuła. Historia panów i niewolników opowiedziana jest w niesamowicie plastyczny i sugestywny sposób. Grissom pisze prostym językiem, przyjaznym dla odbiorcy. Autorka porusza trudne problemy, nie siląc się na wielkie słowa czy filozoficzne przemyślenia i właśnie to stanowi o sile powieści.
Dom służących jest książką nie tylko dla wielbicieli literatury z historią w tle, ale też dla tych, którzy szukają dobrej powieści obyczajowej z pogłębionymi relacjami międzyludzkimi.