Horror to gatunek filmowy, który z założenia ma budzić w widzu lęk i sprawić, że po seansie nie będzie w stanie zasnąć bez zapalonego światła co najmniej przez dwa dni. Tymczasem ostatnimi czasy obserwuje się dość niepokojący spadek jakości tego rodzaju filmów. Wydaje się, że twórcy w starciu z konwencją nie są w stanie wymyśleć już niczego nowego. Co więcej fabuły stawały się coraz bardziej przewidywalne. Filmowcy brak pomysłów postanowili ukryć za wkładaniem w ręce czarnych charakterów coraz wymyślniejsze narzędzia tortur. Zaowocowało to jedynie tym, że współczesne horrory coraz częściej zamiast lęku tudzież dreszczyku emocji budzą jedynie obrzydzenie.

[image-browser playlist="602973" suggest=""]©2012 Lionsgate

W "Domu w głębi lasu" grupa przyjaciół wybiera się na imprezowy weekend do domku w lesie. Postacie są wierne gatunkowi: blond seksbomba i jej osiłek, wrażliwy intelektualista, kobieta, która z pewnością odegra w całości jakąś fundamentalną rolę oraz pocieszny błazen. Twórcy filmu nie trzymają widzów długo w niepewności, od samego początku odkrywają śmiało karty. Młodzi ludzie zostają uwikłani w wyrafinowaną grę. Akcja nabiera właściwego tempa w momencie, gdy odczytują w mrocznej piwnicy fragment tajemniczego pamiętnika. Bohaterowie zostają zaatakowani przez zombie, brzmi znajomo? Pamiętajmy jednak o drugiej warstwie filmu, w której widzimy grupę ludzi, którzy siedzą przed konsoletami w czymś co do złudzenia przypomina schron przeciwatomowy. Ich zadania jednak nie zdradzę.

Największą zaletą filmu jest jego scenariusz. Zarówno Goddard jak i Whedon mają duże doświadczenie w produkcjach o tematyce fantastycznej. Jako duet mają na swoim koncie wielce udaną i znaną serialową produkcje Buffy The Vampire Slayer. Bazując na swoich dokonaniach, stworzyli oni coś niezwykle ciekawego i oryginalnego.

Gdybym miała zakwalifikować "Dom w głębi lasu" do jednego gatunku filmowego, zmuszona byłabym stworzyć hybrydę o nazwie „bardzo inteligentna komedia gore”. Oprócz posiadania wymienionych przeze mnie klasycznych motywów, film konsekwentnie podtrzymuje u widza strach, niepokój i bardzo często obrzydzenie wywołane strumieniami krwi, dekapitacjami i walającymi się wszędzie wnętrznościami. Siedząc w tej całej krwawej łaźni, Goddard i Whedon podejmują z widzem wyrafinowaną grę z cyklu „pobawmy się konwencją”. Część humorystyczną filmu można podzielić na dwie części. Jedna to ta, którą otrzymujemy za pośrednictwem wesołego palacza marihuany. Druga zaś to bezlitosne wyśmianie najbardziej płaskich elementów gatunku. Warto jednak zauważyć, że owe aspekty humorystyczne powodują w widzu szczery, niczym nie wymuszony śmiech. Być może jest to zbyt daleko idące porównanie, ale nie mogłam się czasem oprzeć skojarzeniom z Latającym Cyrkiem Monty Pythona.

Podczas projekcji filmu nikt specjalnie nie będzie poruszony wymyślnymi stworami, krzykami i litrami przelewającej się krwi. Do tego zostaliśmy już przyzwyczajeni. Dreszczy nie budzi także sama idea ofiary złożonej przedwiecznym bogom podziemi. Twórcy sięgają po lęk przed manipulacją i strach przed nieustanną kontrolą i obserwacją. Cała tajemnicza intryga zostaje bardzo szybko przed widzem odkryta, a mimo to napięcie jest konsekwentnie utrzymywane aż do napisów końcowych.

[image-browser playlist="602974" suggest=""]©2012 Lionsgate

W "Domu..." zagościli zarówno doświadczeni jak i mniej znani arktorzy. W roli kierownictwa tego radosnego cyrku zobaczymy Richarda Jenkinsa i Bradleya Whitforda oraz Sigourney Weaver. Ich gra zdecydowanie wyróżnia się na tle filmu. Znacznie bardziej ubogo wypadła piątka głównych bohaterów. Są to twarze raczej mało znane, jedynie poza Chrisem Hemsworthem i Jessem Williamsem. I tu nastąpiło miłe zaskoczenie, gdyż spodziewałam się, że Williams znany z Chirurgów udźwignie na swoich muskularnych ramionach ciężar losów przyjaciół lub przeprowadzi operację na otwartym sercu przy użyciu narzędzi ogrodowych. Na szczęście obu panom oszczędzono trudów ratowania świata. Poza rozkosznym palaczem marihuany w domku zostały zamknięte postacie bezbarwne, żeby nie powiedzieć drewniane. Jednak nadal jest to ukłon w stronę gatunku. Przecież idąc na tego rodzaju film nie oczekujemy wyrafinowanej gry. Najważniejsze jest śmierć tych osób i wszelkie okoliczności do niej prowadzące.

"Dom w głębi lasu" z pewnością w znacznym stopniu przeznaczony jest dla koneserów gatunku, gdyż oni w pełni będą mogli cieszyć się wszystkimi smaczkami zawartymi w treści. Widz, który nie lubił wcześniej filmów grozy, nie polubi ich i po tym filmie. Wreszcie po długim okresie czasu otrzymaliśmy horror, który nie traktuje widza jak kretyna. Dzieło Goddarda i Whedona, jakkolwiek by to dziwnie nie zabrzmiało, zmusza nas do zastanowienia się na pytaniem: dlaczego tak lubimy horrory?

Ocena: 7/10

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj