Na zaproszenie rodziców Crispian wraz ze swoją dziewczyną Erin przyjeżdżają do położonego na odludziu domku. Małżeństwo właśnie obchodzi 35. rocznicę ślubu, a to doskonała okazja, by rodzina znów mogła spotkać się w komplecie. Na miejscu zjawia się także reszta rodzeństwa Crispiana, w tym złośliwy brat Drake, za którym mężczyzna wyraźnie nie przepada. Już podczas uroczystej kolacji dochodzi do kłótni wspomnianej dwójki. Sprzeczkę przerywają jednak bełty kuszy wpadające przez szybę, które ranią domowników. Familijny nastrój ulatuje do reszty, ustępując pola desperackiej walce z grupą zamaskowanych oprawców, w której stawką jest życie.
You're Next na pierwszy rzut oka sprawia wrażenie potraktowanego całkiem na serio połączenia kina typu home invasion ze slasherem. Jeśli już na wstępie dacie się złapać na tę pseudo poważną otoczkę, to w dalszej części filmu możecie poczuć srogi zawód nagłą zmianą atmosfery. Nie chodzi o to, że w drugiej połowie obraz nagle przeistacza się w komedię - po prostu początkowo dość skutecznie udaje mu się zakamuflować przed widzem swoją prawdziwą naturę. Żarty są subtelne, niepostrzeżenie przemycane w dialogach lub zachowaniach bohaterów, które dla nieobeznanego w temacie widza nie będą budziły żadnych podejrzeń. Dopiero wraz z kolejnymi minutami humor i mrugnięcia okiem stają się wyraźniejsze oraz łatwiej dostrzegalne, choć tak naprawdę obecne od samego początku.
Adam Wingard nakręcił obraz, który bawi się gatunkiem w podobny sposób, jak niegdyś robił to Scream Wesa Cravena. Przełamuje utarte schematy, tym samym rewitalizując dogorywający w kałuży własnej wtórności odłam kina grozy, jakim jest slasher. Wolty fabularne, niestandardowe potraktowanie motywu final girl, zaskakujące i jednocześnie zabawne zakończenie oraz mnóstwo smaczków dla koneserów filmowego horroru jak np. Ti West - twórca niszowych straszaków, który lubi uśmiercać tworzone przez siebie postaci - zaliczający zgon jako pierwszy sprawiają, że You're Next jest niczym orzeźwiająca bryza, rozpraszająca zatęchłe powietrze pozostawione przez dziesiątki podobnych do siebie poprzedników.
Interesujący jest fakt, że przy tym całym braku powagi wynikającym z gry konwencją twórcy udało się utrzymać napięcie. Bywa wesoło, ale tylko wtedy, gdy jest na to odpowiednia pora, gdyż przez większość czasu możemy mówić o naprawdę solidnym klimacie, w czym ogromna zasługa idealnie oddającej nastrój muzyki oraz głównych sprawców całego zamieszania, noszących pobudzające wyobraźnię maski zwierząt. Mordercy budzą należyty szacunek... przynajmniej do pewnego momentu, bowiem scenarzysta, Simon Barrett, postanowił dla odmiany lekko upośledzić nie zwierzynę, ale łowców, aczkolwiek i tutaj w pewnym momencie dość trudno jednoznacznie wskazać, kto tak naprawdę na kogo poluje. Próby zmierzenia się z wyświechtanymi kliszami i ugryzienia ich od innej strony widoczne są niemalże na każdym kroku, choć oczywiście rezultaty bywają różne, raz lepsze raz gorsze - chwilami produkcja, próbując odciąć się od schematów, sama je powiela, nie odbiera to jednak w żadnym stopniu przyjemności płynącej z seansu.
Tę z kolei zaburza nieco kamerzysta, który w trakcie niektórych scen dostaje ataków epilepsji, trzęsąc sprzętem na lewo i prawo, co skutkuje ekranowym chaosem. Na szczęście zdarza się to względnie rzadko i obraz wraca do normy zanim na dobre zdążymy się zirytować. Zresztą kto by na to zwracał uwagę, kiedy główną bohaterką - w tej roli urocza, ale i charyzmatyczna Sharni Winson (Step Up 3D - jest dziarska babeczka wychowana w obozie survivalowym, zaś mordy są na tyle krwawe, a częstotliwość ich występowania na tyle wysoka, aby zadośćuczynić wszelkie inne niedogodności.
You're Next nie jest może aż tak dobry jak The Cabin in the Woods, który działał na płaszczyźnie meta-horroru, ale radość płynąca z oglądania obu pozycji jest porównywalna. Boję się jedynie, że dzieło Wingarda, będące filmem w pełni samoświadomym, podzieli los wspomnianej produkcji, widzowie po raz kolejny nie zrozumieją zamiarów twórcy oraz nie docenią oryginalnego podejścia do oklepanej tematyki, a zamiast tego zaleją internetowe fora dyskusyjne komentarzami mówiącymi, że przecież ostrza blendera nie są aż tak wytrzymałe, by zmielić kości czaszki...