W Doom Patrol impreza jak się patrzy: emocjonalne gejzery zaczęły tańczyć z... paranormalnymi wydarzeniami seksualnymi. Odcinek Sex Patrol z pewnością zapamiętacie na długo.
Doom Patrol wraca na właściwe tory? Nic z tych rzeczy; wygląda na to, że fabularne dygresje z otwierających 2. sezon trzech odcinków były po prostu wkalkulowane w plany twórców. Ci ostatni w odsłonie
Sex Patrol dokładają do pieca: na ekranie obserwujemy więc istny triumf wyobraźni w dosłownym i metaforycznym tych słów znaczeniu. W świecie tytułowej drużyny herosów traumy zaczynają wybrzmiewać subtelniej, ustępując miejsca grotesce o ogromnej sile rażenia. Z drugiej strony najnowszy odcinek to potężna pochwała miłości i outsiderów, ludzi marginalizowanych i napiętnowanych przez społeczeństwo, którzy czasem potrzebują własnej formy ucieczki od problemów codzienności. Te surrealistyczne wygibasy, podlane jeszcze absurdalnymi działaniami Misia i innych członków Seksownych, zadziałają na widza tym mocniej, że przy okazji zadbano o ustawienie podwalin pod zasadniczą oś fabularną obecnego sezonu. Zasugerowano już wyraźnie, że prosto z wyobraźni Dorothy nadciąga Candlemaker, a wraz z nim niemożliwe będzie utrzymanie status quo w rzeczywistości Szefa i innych bohaterów. Nie wiem jak Wy, ale ja już nie mogę doczekać się kolejnych etapów tej opowieści.
Ładunek emocjonalny, który został położony pod
Sex Patrol, nie ma analogii w małoekranowym świecie superbohaterów. Bez populistycznych dyrdymałów i zbędnej nachalności scenarzystom udało się bowiem odnaleźć odpowiedni balans pomiędzy subtelnością a dosadnością przekazu. I tak do Doom Manor zawitali Flex Mentallo, Maura Lee Korupt i cała armia pozostałych Dannyzenów, którzy tańcem i dobrą zabawą chcieli reanimować Ulicę/Cegłę Danny. Na imprezę zewsząd przybywają Cyborg, kolejne osobowości Jane, Flex mięśniami klatki piersiowej ("Wielkie mięśnie to wielka odpowiedzialność" - czapki z głów dla autora tego zdania!) organizuje miejsce, a Rita (urzekająca
April Bowlby jest w wyśmienitej formie aktorskiej) w ujmującej sekwencji chce wydobyć z Dorothy drzemiącą w niej kobiecość. Potańcówka rozkręca się do tego stopnia, że z czasem zaczyna wymykać się spod kontroli. Candlemaker sączy jad w umysł małej Spinner, natomiast Robotman tripuje i tuli się do kolejnych postaci w konsekwencji zażycia ecstasy. Jeśli sądzicie, że doszliśmy do groteskowej ściany, to nie mogliście być w większym błędzie. Przeżywany przez Ritę i wywołany przez Flexa orgazm zatacza tak szerokie kręgi, że na imprezę wbija Demon Seksu znany też jako... Cienisty Pan Evans. Misiu i inni członkowie stylizowanych tu na Pogromców Duchów Seksualnych muszą go powstrzymać, zanim ten urodzi dziecko, które może wytępić wszystkie pociechy na całym globie. Fantazja twórców jest niewyobrażalna, przy czym jakimś błogosławionym zrządzeniem losu potrafili oni w centrum przyjęcia umocować mentalne metamorfozy protagonistów. Smutek już dawno nie tańczył tak pięknie z wszechogarniającą radością.
Układ emocjonalnych sił w rzeczywistości Doom Patrol zmienia się w błyskawicznym tempie; wszystko wskazuje na to, że demony trawiące umysł Dorothy postawią Szefa przed wyborem: albo bezgraniczne oddanie własnej córce, albo solidarność z pozostałymi członkami grupy. Trajektoria kolizyjna nie została jeszcze wyraźnie nakreślona, ale da się ją wyczuć w ciągle zmieniających się postawach i zachowaniach bohaterów. Zwróćcie też uwagę, że niemalże wszyscy z nich traktują Spinner aż do bólu protekcjonalnie, nie zdając sobie sprawy, jakie upiory kroczą wraz z nią. Konfrontacja z nimi z może być intrygującym paliwem dla drugiej części obecnego sezonu, tym bardziej, że autorzy produkcji z pewnością trzymają w zanadrzu niespodzianki. Papierków lakmusowych akurat w tym aspekcie dostaliśmy do tej pory sporo: Doktor Tyme, Czerwony Jack i Cienisty Pan Evans w ciąży to z pewnością doskonałe ornamenty do kierunku, w którym zamierzają podążać twórcy. Po
Sex Patrol możemy być spokojniejsi o ich intencje i mocniej uwierzyć w to, że na 2. sezon mają większy pomysł. Co więcej, zdaje się, że wciąż potrafią bawić się konwencją na rozbrajającą modłę; przypomnijcie sobie o tym choćby wówczas, gdy Robotman wyznaje, że "chciałby być tylko lepszym ojcem niż Mengele". Tego typu scenariuszowych perełek w ostatnim odcinku jest znacznie więcej, lecz w żadnym wypadku nie przetrącają one emocjonalnego wydźwięku kolejnego etapu opowieści.
Doom Patrol dojrzewa i jednocześnie pięknieje nam w oczach; do mentalnej jatki i walki z własnymi ograniczeniami tym razem dorzucono "paranormalne wydarzenie seksualne". Już tylko sam ten fakt świadczy o tym, że umysły twórców produkcji DC Universe są prawdziwą kopalnią koncepcji, które do superbohaterskiej konwencji wydawały się pasować jak pięść do nosa. W tym serialu postanowiono jednak pójść krok dalej i nie oglądać się na żadną poprawność czy inne świętości. Gdzieś na podskórnym poziomie
Sex Patrol staje się w dodatku celebracją życia w jego najczystszej postaci - pochwała różnorodności, międzyludzka empatia i feerie kolorowych światełek pasują tu jak ulał, wdzięcząc się subtelnie i puszczając oko w kierunku widza. Nie możemy na te zabiegi nie odpowiedzieć; autentyczność ekranowych postaci jest tak uderzająca, że potrafi rozbroić i skruszyć serce. Parafrazując znany cytat ze
Star Treka:
Doom Patrol dociera dziś tam, gdzie nie dotarł jeszcze żaden superbohater.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h