Doom Patrol w 3. sezon swoich przygód wchodzi na pełnym gazie. Czy to jednak wciąż jedna z najciekawszych produkcji o superbohaterach?
Doom Patrol powrócił z pierwszymi odcinkami 3. sezonu. Nie będę owijał w bawełnę: mam w związku z tym mieszane uczucia. Z jednej strony wciąż mówimy tu o bodajże najoryginalniejszym serialu superbohaterskim we współczesnej telewizji, bezceremonialnie zrywającym z ograniczeniami gatunkowej konwencji i ostentacyjnie drwiącym z naszego myślenia i przyzwyczajeń odnoszących się do świata herosów i złoczyńców. Z drugiej jednak po seansie najnowszych odsłon serii dochodzę do wniosku, że cała opowieść stała się już na tyle hermetyczna w swojej grotesce, iż prawdziwą frajdę dostarczy wyłącznie mniej lub bardziej licznej grupie fanów. Twórcy ukazującej się pod szyldem HBO Max produkcji rozbudowują rzeczywistość tytułowej drużyny bohaterów poprzez serwowane z prędkością karabinu maszynowego nawiązania do coraz to nowszych postaci i lokacji znanych z komiksów; nieuważny widz będzie miał problem ze zrozumieniem, co właściwie dzieje się na ekranie. Szkoda również, że pod tą mitologiczno-komiksową podbudową nie kryje się coś więcej niż kolejna terapia fundowana protagonistom. Powstaje jednak pytanie, czy opowiadając historię Doom Patrol można w ogóle posiłkować się jakimkolwiek innym schematem?
Premierowe odcinki 3. sezonu to podróż w trzech, wydawałoby się, niepowiązanych ze sobą kierunkach fabularnych:
Possibilities Patrol jawi się jako osobliwe post scriptum do finału poprzedniej odsłony serii, akcentując przede wszystkim następstwa śmierci Nilesa Cauldera;
Vacay Patrol wysyła grupę na jedyny w swoim rodzaju urlop, na którym przyjdzie im spotkać przezabawnego Burzyciela Garguaxa i jego narwanego pomocnika, Samuelsona, a
Dead Patrol w tej perspektywie będzie już wycieczką w zaświaty, w których dusze Cliffa, Vica i Jane spotkają zmarłych członków własnych rodzin. Na drugim planie dzieje się równie wiele - zaroiło się tu przecież od nowych postaci. Madame Rogue za pomocą swojej maszyny czasu dosłownie i w przenośni wbija się w życie protagonistów, za rozciągniętą na przeszło 70 lat misją Garguaxa stoją de facto członkowie Bractwa Zła, Duch Negatywny zabiera Larry'ego w dalekie rejony kosmosu, w śledztwie mającym na celu odnalezienie zmarłych herosów pomaga agencja Dead Boy Detectives, natomiast Kipling w scenie po napisach wykopuje z grobu odciętą głowę Szefa. Owszem, dzieje się tu tak wiele, że na brak akcji nie mamy co narzekać. Narracyjna gonitwa dobrze uzupełnia się z fabularną dezynwolturą, choć po zaaplikowaniu tej mikstury w dużej ilości zdacie sobie sprawę, że gdzieś ją już widzieliście tudzież słyszeliście. Teren niby nowy, lecz gleba wciąż ta sama.
Jest w
Vacay Patrol scena, w której Cliff, Vic, Rita i Jane tańczą wspólnie do piosenki "Forever Young". Nie mam żadnych wątpliwości co do tego, że to jedna z najlepszych sekwencji w całej historii serialu, na ten krótki moment uwalniająca bohaterów od ich demonów i zapasów z życiem. Jeśli Wasze wrażenia są podobne, pomyślcie przez chwilę nad pułapką, w którą bezwiednie wpadliśmy: kwintesencją
Doom Patrol nie stał się kolejny wątek o zmaganiach protagonistów na psychologicznym froncie, ale jego chwilowe zawieszenie, wywieszenie białej flagi, wolność w stanie czystym. Jesteśmy już tak spragnieni mentalnej stabilizacji herosów, że jeszcze jedna metafora - Robotmana wchodzącego na drewnianą wieżę, Jane odkrywającej prawdę o Podziemiu i Mirandzie czy Larry'ego patrzącego w lustrze na swoje zdeformowane oblicze - nie zrobi na nas aż tak wielkiego wrażenia. Paliwo fabularne w postaci dokonywanych na bohaterach zabiegów terapeutycznych powoli się wyczerpuje, dlatego ogromnie cieszy mnie fakt, że za rakiety nośne w 3. sezonie służą wyciosani w grotesce i surrealizmie herosi, złoczyńcy i antybohaterowie, którzy już na tym etapie historii udowodnili, iż są w stanie skraść nasze serca. Madame Rogue nie pokazała jeszcze co prawda swojego potencjału, jednak obserwowanie Garguaxa dostarczyło mi wielkiej przyjemności. Im więcej ekspozycji tego typu, tym częściej zdarza mi się zapominać o niewiele wnoszących do zasadniczej osi fabularnej zabiegach w typie Cyborga próbującego wysłać SMS-a do Roni czy Kay po raz enty obserwującej przez okulary powiększające działania Jane. Co więcej, duch Szefa też chce wtrącić swoje trzy grosze do tego teatru absurdu - może jednak powinien?
Choć w pierwszej kolejności staram się dziś włożyć łyżkę dziegciu do tej serialowej beczki miodu, w żaden sposób nie oznacza to, iż nie widzę nadziei na jeszcze lepsze jutro dla ekranowego Doom Patrol - w końcu te postacie najzwyczajniej w świecie na to zasługują. Trudno dziś odpowiedzieć na pytanie, na ile kształt scenariusza 3. sezonu był podyktowany przymusowym skróceniem poprzedniej odsłony serii; wątpliwości na tym polu potęguje zwłaszcza premierowy odcinek, którego twórcy za wszelką cenę chcą przykryć wrażenie, że mamy tu do czynienia z koniecznym z fabularnego punktu widzenia dopiskiem do finału zeszłorocznych wydarzeń.
Vacay Patrol i
Dead Patrol w ostatecznym rozrachunku wypadają dużo lepiej, nawet jeśli terapeutyczny wydźwięk historii stanowczo zbyt często przesłania rozwój akcji. Herosi cierpią tak mocno, że lądują gdzieś w okolicach czyśćca - na metaforycznym poziomie ich droga do odkupienia i rozliczenia się z przeszłością osiągnęła więc swój cel. Czas pokaże, czy to faktycznie kres mentalnej podróży, czy tylko kolejny jej etap. Chciałoby się przecież, by postacie na ekranie nie tylko się rozwijały, ale i w pewnym momencie dojrzały. Później można już brać się za łby z całą groteską wszechświata.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h