Na przestrzeni siedmiu sezonów był takie odcinki, które różniły się od wszystkich pozostałych. Takie jak "Broken" w szóstym sezonie czy "Now What" w siódmym. Były one na swój sposób wyjątkowe i niepowtarzalne, i taka też jest premiera ósmego sezonu Dr. House'a, która jakże wymownie została zatytułowana "Twenty Vicodin".

Odcinek ten był wyjątkowy, gdyż nie oglądaliśmy znowu szpitalnego holu słynnej ekipy House’a jak i zwyczajnego przypadku. Jednak tego można było się spodziewać, biorąc pod uwagę wydarzenia z ubiegłego finału. Tym razem genialnego diagnostę zastajemy w więzieniu, w którym może nie czuje się jakoś specjalnie zagubiony, ale jest po prostu nikim. Upadł na same dno. Jednak to jest House i jego pobyt nie mógł być nudny.

Pierwsze, co się rzuca w oczy, to dialogi. Może już za bardzo przywykłem do tego serialu, a może są po prostu gorzej napisane. Już nie bawią jak dawniej, mimo że nadal posiadają nutę sarkazmu i zaskoczenia. Czegoś im jednak brakuje. Jakiejś przebojowości, nowości, powiewu świeżości. Co prawda niektóre sceny naprawdę trzymają poziom, jak np. rozmowy Gregory'ego z dr Adams, niestety nie jest to już to, co kiedyś. Wystarczy sobie obejrzeć dowolny odcinek z poprzednich lat, a od razu wyczuje się różnicę.

[image-browser playlist="607675" suggest=""]©2011 FOX Broadcasting Company

Głównym wątkiem odcinka nie jest de facto sam pobyt szalonego doktorka w więzieniu. Na pierwszy plan wysuwają się raczej dwie sprawy. Po pierwsze, zabawa w diagnostę z więzienną lekarką – dr Adams. Od pierwszych chwil interakcji między tą dwójką wyczuwa się stare, dobre rozpoznanie różnicowe, a żeńska połówka tego ciekawego duetu jest chyba lekkim odzwierciedleniem Cameron. W ich pracy obserwujemy to, co zostało zatracone przez twórców w 7 sezonie. Mowa tu oczywiście o błyskotliwych teoriach, niesubordynacji, jak i powrocie irracjonalnego House’a (próba ratunku w zamian za dodatkową odsiadkę). Tego mi zdecydowanie brakowało i mam nadzieję, że powróci w najbliższych odcinkach.

Natomiast drugim niezwykle ważnym elementem były wewnętrzne zmagania naszego ulubionego diagnosty. Wydaje się być opuszczony przez wszystkich i bez pomysłu na dalsze życie, gdyż, jak słyszymy, raczej nie ma za wielkich szans powrócić do starej pracy. O ile wiadomo, że raczej wróci do tego, co go najbardziej kręci, czyli rozwiązywania zagadek medycznych, o tyle nie wiemy, jak to nastąpi. Ile będzie trwała jego walka wewnętrzna, którą mogliśmy oglądać podczas premiery? Na odpowiedzi na te pytania będziemy musieli jeszcze poczekać, ale już teraz na brawa zasługują showrunnerzy za przedstawienie tych zmagań emocjonalnych. Za scenę, w której House leży trzymając się za bolącą nogę na pryczy, bez vicodinu i wpatrujący się w objawy wypisane na wyższej pryczy, należało by przyznać Oscara (a może raczej Emmy).

[image-browser playlist="607676" suggest=""]©2011 FOX Broadcasting Company

Przedstawiono również życie w więzieniu i to, jak z nim sobie radzi Gregory. Chyba każdy wie lub przynajmniej zna mity o tym, co się dzieje w takich miejscach. Trzeba przyznać, że scenarzyści z głową wybrnęli z tego wszystkiego. Łącząc obyczaje z charakterem głównego bohatera stworzyli kilka ciekawych i zaskakujących scen. Stały one na bardzo dobrym poziomie, aczkolwiek nie zachwycały.

Premiera była jak zwykle ciekawą odmianą od szarej rzeczywistości. Wiadomo, że już w najbliższych odcinkach wrócą znane postacie, a myślę, że i dr Adams szybko dołączy do zespołu House’a. Miejmy nadzieję, że powrót twórcy, Davida Shore’a, odświeży ten serial, a jego ósmy sezon będzie się coraz szybciej rozkręcał po tej przyzwoitej i niecodziennej premierze.

Ocena: 6+/10

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj