Dracula: Historia Nieznana ("Dracula Untold") to kolejny powrót do mitu Drakuli, pochodzącego z powieści Brama Stokera bohatera, którego pojawień się w rozmaitych dziełach popkultury dziś już po prostu nie sposób zliczyć. Jeśli spojrzeć na filmografię hrabiego, szybko okaże się, że co najmniej raz na kilka lat musi powstać jakaś produkcja z jego udziałem. Jeszcze więc kurz nie opadł na steampunkowym Drakuli, animowanym Hotelu Transylwania i indyjskim "Draculi 2012", a do kin trafia już kolejna produkcja z najbardziej znanym w historii wampirem w roli głównej. Tym razem – jak donosi tytuł – będzie to "historia nieznana".

Skoro już samą powieść Brama Stokera adaptowano na wszystkie możliwe sposoby, hollywoodzcy producenci doszli do wniosku, że nie będą próbowali wymyślać prochu na nowo, ale zamiast tego sprawdzą, jak został on wynaleziony. Geneza Drakuli do tej pory bowiem nie zaprzątała aż tak bardzo twórcom głowy. Oczywiście z Vlada Palownika wampira zrobił już sam Stoker, a echa jego rumuńskich korzeni było słychać w wielu adaptacjach, na czele z prologiem ze słynnego Drakuli Francisa Forda Coppoli. Niemniej jeszcze nikt początkom hrabiego nie poświęcił tyle czasu ile Gary Shore w Historii nieznanej.

Vlada poznajemy jako doświadczonego wojownika i władającego Transylwanią ksiecia. Swój przydomek - Palownik - zyskał rzecz jasna dzięki swojemu brutalnemu postępowaniu wobec przeciwników. Po porzuceniu przez niego miecza, założeniu rodziny i rozpoczęciu życia w spokoju narasta jednak konflikt z tureckim sułtanem. By chronić swoich ludzi, Vlad musi wspomóc się mroczna mocą, która ostatecznie przemieni go w klasyczne monstrum.

[video-browser playlist="624952" suggest=""]

Historia nieznana, aczkolwiek nieszczególnie zaskakującą. Wiele rzeczy dzieje się tutaj na życzenie scenarzystów, przedstawione wcześniej zasady i możliwości pięć minut później nie mają znaczenia. Fabuła trąci zaś prostotą i banałem, nie wychodząc poza ograne schematy hollywoodzkich blockbusterów. Ot, zaczynamy od szybkiej akcji na początku, następnie przez chwilę poznajemy bohaterów, dochodzi do efektownej potyczki, która nie daje rozwiązania, bo to nadejdzie dopiero po kolejnych 30 minutach w wielkim finale. Jak przystało na wysokobudżetową produkcję wszystko wygląda szalenie efektownie, choć z drugiej strony nie da się ukryć, że od czasu "Władcy Pierścieni" Petera Jacksona nic rewolucyjnego w kontekście warstwy wizualnej w kinie fantasy nie widzieliśmy. Dracula przypomina pod pewnymi względami Królewnę Śnieżkę i Łowcę – spektakularne widowisko z fabularnymi brakami i jedną wybijającą się kreacją aktorską. Tam Charlize Theron błyszczała jako wiedźma, tutaj całkiem nieźle wampirze kły prezentuje Luke Evans. Opowieści na swoich barkach niestety nie niosą pozostali bohaterowie - wszyscy z wyjątkiem tytułowego Drakuli pozostają do końca seansu bliżej niezidentyfikowanymi twarzami. Grający sułtana karykaturalny Dominic Cooper musiał wyjść prosto z planu kolejnego filmu Marvela, a nikt nie powiedział mu, że to, co gra teraz, nie ma nic wspólnego z komiksami. Dopełniający obsadę Charles Dance z Gry o tron nadrabia co prawda braki charyzmą, ale trudno uznać go za szczególnie przerażający czarny charakter. Wrzucony mu przez scenarzystów bon mot ma z kolei tyle sensu, ile wampir dobrowolnie wychodzący na słońce.

To wszystko sprawia, że Draculę ogląda się bez większego zainteresowania. Można oczywiście to zaliczyć jako opinię kolejnego wybrednego krytyka, bo film sam w sobie jest przecież całkiem przyzwoicie zrealizowany. Tyle, że to naprawdę nic, czego już wcześniej byśmy nie widzieli. Znacznie sensowniej byłoby w tym czasie obejrzeć jakiegoś klasyka, którego nigdy wcześniej nie widzieliśmy (każdy ma takiego rodzaju szkielety w szafie) lub też powtórnie jeden z naszych ulubionych filmów. Historia nieznana nie powstała dlatego, że ktoś miał wizję, ale dlatego, że ktoś potrzebował pieniędzy. I to widać.

Czytaj również: Premiery kinowe nadchodzącego weekendu

O tym, jak bardzo zresztą liczą się w tym wszystkim dolary świadczy jeszcze jeden fakt - Historia nieznana to nie tylko geneza Drakuli, ale także początek uniwersum potworów wytwórni Universal. W dzisiejszym świecie Hollywood już nie bawi się w prequele i sequele, ale przede wszystkim w budowanie wspólnego dla wielu filmów świata. Wzorem crossoverów Marvela i DC do słynnego wampira niedługo dołączą pewnie inne postacie pokroju Drakuli, jak np. potwór Frankensteina i Mumia. Być może właśnie z tego ostatniego powodu warto dać filmowi Gary’ego Shore’a szansę. Nie każde kinowe uniwersum może przecież liczyć na otwarcie w rodzaju Iron Mana.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj