Wygrana w Międzygalaktycznym Turnieju organizowanym przez samych Bogów Zniszczenia to nie lada gratka. Z tego też względu Bulma nie omieszkała wykorzystać okazji do podkreślenia wagi tegoż zwycięstwa. Znowu mamy szansę oglądać naszych bohaterów w wypełnionej zabawą i przepysznym cateringiem scenerii. Takie odcinki pozwalają na zebranie w jednym miejscu wszystkich znaczących bohaterów Dragon Ball Super, a co za tym idzie – czerpać rozrywkę w humorystycznej części scenariusza. Najbliższe odcinki zostaną podyktowane codziennej egzystencji Goku i jego znajomych, więc nie pozostaje nam nic innego, jak czerpać z tego jak najwięcej korzyści. Pierwszy z rozczepionych fabularnie odcinków koncentruje swoją uwagę na przyjęciu zorganizowanym przez Bulmę. Motywem scalającym epizod w jedną całość jest (nieoczekiwane dla Beerusa) pojawienie się Monaki, co Goku skrupulatnie chce obrócić na swoją korzyść. Jego potrzeba sprawdzenia się w sparingu z „najsilniejszą” istotą 7. Wszechświata jest tak ogromna, że przyjaciele wojownika są zmuszeni odegrać nie lada przedstawienie przed niczego niespodziewającym się Goku. W roli głównej zostaje obsadzony sam Czcigodny Beerus, co doprowadza go do niewysłowionej pasji. Jednakże jako główny winowajca zaistniałej sytuacji, musi zmierzyć się z konsekwencjami swoich kłamstw, co Whis skrupulatnie podkreśla. Już nie raz Dragon Ball stanowił źródło pięknych i prostych morałów. Z uśmiechem na twarzy doświadcza się tego nawet po tylu latach od zakończenia pierwotnych serii. W ogólnym rozrachunku 42. odcinek nie prezentuje się jednak najlepiej. Sama walka Goku z Monaką/Beerusem to nieudana parodia, która mało śmieszy. Całość nie współgra ze sobą należycie, a widok Beerusa w tak groteskowej roli jest zbytnią przesadą. Można odnieść wrażenie, że twórcy za wszelką cenę chcieli doprowadzić do spełnienia pragnienia Goku o walce z Monaką. Przymus ten odciska swoje piętno, sprawiając, że odcinek nie bawi tak, jak powinien. No url Odcinek 43. jest pod tym względem bardziej konsekwentny. Użycie techniki Kaio-ken nadal daje o sobie znać w najmniej pożądanych przez Goku momentach. Choć wykonanie tak niebezpiecznego manewru nie zabiło wojownika, to poważnie naruszyło jego zdrowie. Lekarstwo jest proste – odpoczynek i relaks. Son Goku dał się poznać nam już z niejednej strony, a siedzenie spokojnie w jednym miejscu zdecydowanie do nich nie należy. Zalecenia „lekarza” są jednak krystalicznie jasne i nawet najsilniejszy Kosmiczny Wojownik musi się do nich zastosować, szczególnie że obietnica Turnieju Wszystkich Wszechświatów nadal wisi nad bohaterami. Przy okazji kłopotów Sona mieliśmy okazję znowu powitać na ekranie małą Arale. Niestety jest to jedynie cameo, a krótkie spotkanie Goku i dziewczynki-androida sugeruje, że nie pamiętają o swojej dawnej znajomości. Odcinek ten daje twórcom okazję do przywrócenia na główną scenę Gohana. Jego brak obecności jest mocno odczuwalny w tej serii. Jego praca naukowa skrupulatnie trzyma go z dala od podstawowej akcji serialu. Scenarzyści starają się niejako wyjaśnić ową zagadkową nieobecność, choć pomimo wszystkich argumentów (praca, rodzina i dom) trudno jest zaakceptować sposób, w jaki twórcy obchodzą się z jego postacią. Gohan z Dragon Ball Z i ten z serii Super to dwie różne osoby – z niekorzyścią dla tej ostatniej. Miejmy nadzieję, że w pewnym momencie scenariusz ociepli wizerunek syna Goku, bowiem obecnie nawet maleńka Pan wydaje się wykazywać większe chęci do walki niż jej ojciec. Nowe odcinki odwracają się nieco od ogólnego wątku na rzecz pojedynczych epizodów z życia bohaterów Dragon Ball Super. Są to typowe przerywniki przed większą akcją, która w końcu zawładnie codziennością wojowników. Na razie musimy się zadowolić wybiórczymi scenami z życia Goku i jego przyjaciół, zważając jednak na niezwykły humor, jaki towarzyszy nowej serii, śmiem twierdzić, że nie będzie to czas zmarnowany.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj