Zaczyna się od Leonardo DiCaprio wciągającego kokainę z wypiętych pośladków prostytutki. Dalej jest więcej narkotyków, dużo więcej nagich kobiet, a także między innymi rzut do celu karłami oraz Matthew McConaughey tłumaczący, że kluczem do odniesienia sukcesu na Wall Street są prochy i regularna masturbacja. Wszystko to inspirowane historią życia tytułowego Wilka, Jordana Belforta.
Na Wall Street przybył pełen ideałów i zapału do pracy. Już pierwszego dnia poznał prawdziwe oblicze nowojorskiej giełdy, niedługo potem zaś, zanim na dobre rozpoczęła się jego kariera, w rynki uderzyła fala kryzysu, która posłała maklerów na bruk. Zaradny Belfort po krótkim okresie zwątpienia znalazł sobie jednak nową pracę, a dzięki sprytowi, darowi przekonywania i brakowi skrupułów bardzo szybko zbił fortunę kosztem swoich klientów.
Pieniądze, prawdziwe ich góry, pomnażane przez stworzoną przez niego i działającą na granicy prawa (bądź czasami poza nim) firmę, przeznaczał na folgowanie najdziwniejszym potrzebom, przy czym z biegiem czasu i ilością wpompowywanych w organizm narkotyków stawały się one coraz bardziej wymyślne. Można wręcz powiedzieć, że z zaspokajania swoich zachcianek uczynił sens swojego życia, zgromadzona fortuna zlikwidowała natomiast wszelkie hamulce, co najlepiej widać w tym, jakim miejscem pracy było jego Stratton Oakmont – regularnie urządzano tam łączone z dzikimi orgiami imprezy, wspomniane wcześniej rzucanie karłami do celu miało miejsce właśnie w siedzibie firmy. Kac Vegas, ale z maklerami, DiCaprio i ze Scorsese za kamerą.
Właśnie to połączenie, mieszanka bezwstydnego, rubasznego i momentami wulgarnego, ale nigdy żenującego, w jakiś dziwny sposób nawet wysmakowanego humoru z wybitnym aktorstwem i mistrzowską realizacją czynią z Wilka z Wall Street tak świetną komedię. To film Scorsese, wszystko stoi więc na najwyższym poziomie - od scenografii, przez zdjęcia, montaż i muzykę, aż po pełną gwiazd obsadę (między innymi: Jonah Hill, Jean Dujardin, Kyle Chandler), z wyróżniającymi się i zasługującymi na uhonorowanie przez Akademię DiCaprio (cóż za różnorodność gry!) oraz McConaughey, który pojawia się na chwilkę, ale jego gra jest absolutnie hipnotyczna.
Wilk... szokuje i oczarowuje, łamie hollywoodzkie normy (takiej ilości golizny i seksu nie powstydziłby się film erotyczny), przede wszystkim jednak w błyskotliwy i przezabawny sposób opowiada historię niezwykłego człowieka, prawdziwego ucieleśnienia chciwości. Co najważniejsze, w jakiś nieprawdopodobny sposób Scorsese udaje się utrzymywać wyjątkowy klimat (świetny pomysł na narrację DiCaprio zwracającego się bezpośrednio do widzów) i poziom gagów aż do samego końca, przez blisko trzy godziny (bez jednej minuty) seansu.
Ten film ma w sobie dziką, nieposkromioną energię. To murowany kandydat do Oscarów, najlepszy film Martina Scorsese od lat i jedna z najlepszych komedii współczesnego kina.