Sarah J. Maas to amerykańska pisarka powieści fantasy. Zadebiutowała w 2012 powieścią Szklany tron, która zajęła pierwsze miejsce na liście bestsellerów New York Timesa. Na swoim koncie ma nową serię – tym razem skierowaną do starszych czytelników – Księżycowe miasto. Dwór srebrnych płomieni to czwarty tom z cyklu Dwór cierni i róż.
Nesta Archeron i Kasjan, mimo dzielących ich różnic nie do pogodzenia i wzajemnych animozji, w wyniku działań wrogich dworowi Feyry i Rhysanda sił, znajdują się po jednej stronie barykady. Zdradzieckie ludzkie królowe, które powróciły na kontynent podczas ostatniej wojny, uformowały niebezpieczny nowy sojusz, zagrażający kruchemu pokojowi na świecie. To, czy uda się powstrzymać wroga, zależy od tego, czy Kasjan i Nesta odsuną na bok nierozwiązane spory i ramię w ramię staną do walki.
Pierwsza część Dworu srebrnych płomieni wieje nudą i jest mało dynamiczna. Co prawda pojawia się zalążek intrygi, która niestety zostaje zepchnięta na margines. Maas więcej miejsca poświęca opisywaniu kolejnych miłosnych uniesień pomiędzy bohaterami. Gdyby wyciąć wszystkie sceny erotyczne, którymi raczy nas autorka, książka byłaby spokojnie o trzysta stron krótsza.
Przerywnikiem pomiędzy kolejnymi zbliżeniami Nesty i Kasjana są treningi bohaterki oraz jej relacje z innymi bohaterkami. Emerie i Gwyn to nowe postaci, których nie było w trylogii. Każda z nich dzięki splotowi wypadków wkracza w życie Nesty i sprawia, że dziewczyna zaczyna zastanawiać się nad swoim dotychczasowym postępowaniem i stosunkiem do świata Fae. Z czasem pomiędzy całą trójką rodzi się przyjaźń i jest to jeden z wątków, który się autorce w tej książce udał. Na uwagę zasługuje również magiczny Dom Wiatru, w którym mieszka Nesta. Za jego sprawą w powieści pojawiło się nieco humoru.
Pozornie pod koniec pojawia się więcej akcji. Niestety, wszystkie wydarzenia zarysowane są powierzchownie. To taki zaledwie przedsmak do tego, co mogłoby z nich być. Konflikty, problemy, o których była mowa od początku powieści rozwiązują się natychmiast i czytelnik nie ma czasu, żeby wciągnąć się w opisywane wydarzenia. Przykładem mogą być tutaj również historie przyjaciółek Nesty, które autorka potraktowała niesprawiedliwie. Emerie i Gwyn to bohaterki z potencjałem, który Maas zaprzepaściła. Przez cały czas daje czytelnikowi tylko małe urywki z ich przeszłości, w końcu porzuca temat, by wrócić na koniec z szybkim streszczeniem ich historii. W Dworze srebrnych płomieni jest tak ze wszystkim, co zapowiadało się na ciekawy dodatek do znanej nam już opowieści.
Niestety najnowsza książka Maas to jedynie odcinanie kuponów od popularności poprzedniej trylogii. Widać, że autorce skończyły się już pomysły na tę serię. Zamiast wciągających intryg, krwawych bitew dostajemy mdłą historię dwójki bohaterów, którzy może sprawdzali się jako drugi plan, ale jako główne postaci zupełnie sobie nie radzą.
W Dworze srebrnych płomieni powracają również dobrze znani nam bohaterowie. Autorka starała się chyba, aby czytelnicy znienawidzili bohaterów, których polubili wcześniej. Szczególnie widoczne jest to w wątku Feyry i Rhysa. Ta dwójka już w nowelce – Dwór szronu i blasku gwiazd – nie miała nic do zaoferowania, ale tym razem jest tylko gorzej. Obronną ręką z całej tej historii wychodzi jedynie Azriel.
Z Dworem srebrnych płomieni poradzą sobie tylko najbardziej zagorzali fani Maas. Ci czytelnicy, którzy byli sceptycznie nastawieni do jej powieści, po tej części zrezygnują z sięgania po twórczość autorki. To smutne, bo nawet w tej książce są małe przebłyski tego jak Maas potrafi tworzyć wciągające historie. Niektóre opisy – szczególnie jeśli chodzi o otoczenie – potrafią przyciągnąć uwagę. Całość ma zalążki interesującej historii, ale niestety autorka sama zadusza tę iskierkę nadziei. Dworowi srebrnych płomieni bliżej do książki obyczajowej niż fantasy.