Dziadek do orzechów i cztery królestwa to nowa familijna superprodukcja Disneya. Czy warto obejrzeć? Oceniam.
Zbliżają się Święta Bożego Narodzenia. W domu rodziny Stahlbaum stoi już przybrane drzewko. Pod nim kryją się prezenty. Jednak wśród domowników nie panuje radość. Widoczny jest raczej smutek i przygnębienie. To dlatego, że to pierwsze święta bez Pani Stahlbaum. Jej śmierć najbardziej dotknęła Clarę (
Mackenzie Foy), dziewczynę uwielbiającą konstruowanie różnego rodzaju urządzeń. Gdy pod choiną znajduje prezent od mamy, dziwne jajko zamknięte na zamek bębenkowy, rozpoczyna poszukiwania zaginionego klucza. Zaprowadzają je one do magicznej krainy skrywanej gdzieś w czeluściach posiadłości należącej do ojca chrzestnego, genialnego wynalazcy Drosselmeyera (Morgan Freeman).
The Nutcracker and the Four Realms to wariacja na podstawie słynnej baśni E.T.A.Hoffmanna, która swoją międzynarodową sławę zawdzięcza baletowej wersji skomponowanej przez Piotra Czajkowskiego. Niestety, wersja wyreżyserowana przez Lasse Hallstroma i Joe Johnstona z oryginału zaczerpnęła jedynie muzykę i okres, w którym akcja się rozgrywa. Nie zobaczymy więc tu ikonicznej walki Dziadka do orzechów z Królem Szczurów. Ten wątek został w disnejowskiej wersji kompletnie pominięty. Z niezrozumiałych dla mnie przyczyn dostajemy jakąś wydumaną wojnę pomiędzy niegdyś zaprzyjaźnionymi królestwami. Brak w tym filmie jakiejkolwiek intrygi. Wszystkie sceny są przegadane i nudne.
Jednego nie można tej produkcji odmówić, wizualnie jest ona przepiękna. Scenografia, charakteryzacja, kostiumy - wszystko to stoi na najwyższym poziomie. Świat
Dziadka do orzechów jest bajkowy, kolorowy i zachwycający. Gdyby jeszcze twórcy tyle samo pracy włożyli w scenariusz, co w wygląd tego filmu, otrzymalibyśmy świetną produkcję, a tak mamy wydmuszkę. Pięknie wyglądającą, ale pustą w środku.
Co z tego, że w obsadzie mamy takich aktorów jak
Helen Mirren,
Morgan Freeman czy
Keira Knightley, skoro ich potencjał jest marnowany. Jak rozumiem, obecność tak znakomitych nazwisk na plakacie ma przyciągnąć tłumy do kin, obiecując baśń pokroju
Beauty and the Beast. Tyle że tam była jakaś opowieść trzymająca najmłodszych widzów w napięciu. Były fajne i zabawne postaci takie jak zegar czy świecznik. Tu tego brakuje. Jest to dla mnie dziwne, w końcu za kamerą zasiadł m.in. Johnston, facet, który zrobił
Jumanji czy
Captain America: The First Avenger. Filmy w których istotną częścią była wciągająca historia i intrygujące postaci. No może w przypadku Kapitana trochę się rozpędziłem, ale nawet tam był jakiś pomysł na to, by widz siedział na fotelu zaciekawiony wydarzeniami na ekranie, a nie przysypiał z nudów.
Dziadek do orzechów i cztery królestwa to produkcja stworzona z myślą o rodzicach chcących zabrać swoje pociechy na film o Świętach Bożego Narodzenia. Szkoda tylko, że w tym pędzie zapomniano, że dzieci lubią oglądać magiczne opowieści, a nie jedynie piękne dekoracje i kostiumy. Odnoszę wrażenie, że ten tytuł to taka zapchajdziura mająca zapełnić terminarz w oczekiwaniu na
Mary Poppins powraca.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h