Dawniej w domu Reifenrathów mieścił się dom dziecka. Jeszcze przed wojną prowadziły go siostry zakonne. Dzieci stamtąd odbiegały od normy, więc nie miały szans na przetrwanie w nazistowskim ustroju. Jedynym śladem ich obecności w wielkim domu były opuszczone łóżka, wspólne łazienki i czające się w każdym kącie zło. Okoliczni mieszkańcy mówią, że dom Reifenrarthów był przeklęty. I być może to powinno tłumaczyć wszystko, co wydarzyło się później. Theo Reifenrath zmarł niespodziewanie. No cóż, tak bywa, w końcu miał ponad 80 lat. Możne pokusić się o stwierdzenie, że i tak dożył pięknego wieku. Niestety nie miał za sobą pięknego życia. Tym, którzy go znali nie pozostawił też pięknych wspomnień. Na pozór, razem z żoną, uczynił wiele dobrego. Zamienił swój rodzinny dom w przytułek dla trudnych dzieci, dla tych których nikt nie chciał i którymi nikt się nie interesował. Wspaniałomyślny gest. A może raczej świetna okazja do łatwego zarobku? Przecież nie ważne jak niegrzeczne mogłoby być dziecko, zawsze istnieją sposoby, by je poskromić. Dom Reiferntathów dla nikogo nie był rajem na ziemi. Ich metody wychowawcze mrożą krew w żyłach. Nikt jednak nie dowiedziałby się o tym wszystkim, gdyby Theo zmarł w innych okolicznościach. Śmierć staruszka była poniekąd zagadką, dlatego policjanci w wydziału K11 nieco baczniej przyjrzeli się jego historii. To wystarczyło, by nieopodal domu znaleźć kolejne zwłoki, a właściwie to taki „minicmentarz”. Kim są znalezione na posesji Reifenrathów kobiety? Co je łączy? Jaka historia kryje się za ich śmiercią? Szukając odpowiedzi na te pytania, nie jesteśmy w stanie oderwać się od książki. Nele Neuhaus znów stwarza dla czytelnika odpowiednią okazję, by i on mógł wcieli się w rolę detektywa. Jednak nie wszystkie wskazówki prowadzą do sprawcy. Niektóre poszlaki to ślepe uliczki, a tożsamość mordercy prawie do samego końca jest tajemnicą. Oprócz głównego nurtu fabuły poznajemy historię Fiony Fisher. Początkowo ta część książki za nic nie chce połączyć się z podstawowym wątkiem powieście. Dopiero z czasem wszystko zazębia się w idealnie przemyślaną całość. Jest to dodatkowy smaczek dla tych, którzy na własną rękę lubią snuć domysły i przypuszczenia. Dzień matki pozwala nam przeprowadzić śledztwo nie tylko dotyczące tożsamości zabójcy, ale także jego powiązań z niepozorną dwudziestolatką z Zurychu.
Źródło: Media Rodzina
Dzień Matki to już dziewiąta część cyklu o Oliverze von Bodensteinie i Pii Kirchhoff. Nele Neuhaus tak solidnie rozbudowała świat swoich bohaterów, że czytanie jej książek zaczyna przypominać oglądanie serialu. Wielowątkowość i skłonności do odbiegania od głównego nurtu wydarzeń dla jednych będą ogromną zaletą, dla innych największą wadą kryminałów niemieckiej autorki. Nie każdy w końcu musi być fanem seriali. Neuhaus nie ogranicza się tylko do przedstawienia zbrodni i toczącego się wokół niej śledztwa, ale porusza także kwestie z życia prywatnego swoich bohaterów. W wydziale K11 niewiele jest anonimowych osób. Oczywiście czytelnicy, którzy znają wcześniejsze powieści autorki, bez trudu odnajdą się w gąszczu postaci, które nawet nie zawsze wnoszą cokolwiek do fabuły. Dla żółtodziobów w świecie Bodensteina i Kirchoff, będzie to niestety niemała gratka. Mimo że uważam niemiecką autorkę za jedną z lepszych specjalistek od tworzenia opisów, to jednak muszę przyznać, że pod względem charakterystyki postaci drugoplanowych można jej sporo zarzucić. O ile Pia i Oliver, a także ich najbliżsi, odwzorowani są dość szczegółowo, to pozostałym bohaterom najwyraźniej czegoś brakuje. Mętlik w głowie czytelnika nie jest spowodowany wyłącznie problemami z pamięcią czy koncentracją, ale raczej niezbyt przemyślaną pracą autora. Wprowadzając na scenę wydarzeń tak wiele osób należy zadbać o to, by każda z nich odpowiednio się wyróżniała. Dzięki temu czytelnik nie będzie mylił ofiar z podejrzanymi i świadków z policjantami. Nie wpływa to jednak aż tak znacząco na odbiór całej powieści. Spokojnie można zacząć swoją przygodę z niemiecką autorką od jej najnowszej książki. Co najwyżej zostaniemy zaciekawieni historiami z przeszłości bohaterów, które możemy poznać we wcześniejszych częściach.
Historia napisana przez Nele Neuhaus przeraża swoim okrucieństwem, nawet będąc czystą fikcją. Zupełnie inaczej odbiera się ją jednak ze świadomością, że była ona poniekąd inspirowana prawdziwymi wydarzeniami. Niemiecka autorka nie oszczędza naszych złudzeń, żyjemy na bardzo złym, do szpiku kości zepsutym świecie.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj