Na przestrzeni czterech sezonów Shameless twórcy serialu przyzwyczaili nas do odcinków dynamicznych i dowcipnych, ale jednocześnie do epizodów dramatycznych i skłaniających do refleksji. "Like Father, Like Daughter" zdecydowanie zaliczyć trzeba do tej drugiej grupy. Dzięki pojawieniu się postaci brata Mike’a wątek związku Fiony - który dotychczas nie gwarantował żadnych mocniejszych wrażeń, a jedynie drażnił widza ewidentnym "zgrzytem" pomiędzy tą dwójką - jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki nagle nabrał sensu. Ukazanie kontrastu pomiędzy bezpieczną relacją z poukładanym, odpowiedzialnym Mikiem a gwałtownym romansem z aroganckim i prowokującym Billem w końcu nieco rozjaśniło zamysł twórców serialu na rozwój sytuacji.

Dylemat Fiony jest poważny, ponieważ nie stanowi jednoznacznie osobistego wyboru. Jego konsekwencje mogą być odczuwalne dla całej rodziny, która dzięki pracy Fiony w Worldwide Cup zaznała jakiejś formy stabilizacji. Poza tym po jej wymownym spojrzeniu w stronę Franka w końcowej scenie odcinka możemy się spodziewać, że nie podda się tak łatwo swojej naturze. Ale czy z uzależnieniem od mocnych wrażeń i intensywnych doznań łatwo będzie walczyć? Najbardziej obrazową odpowiedzią jest scena na kuchennym blacie Mike’a. A że można to było zrobić subtelniej? Cóż, chyba przyzwyczailiśmy się do tego, że scenarzyści Shameless nie gustują w odcieniach szarości.

Swoje dylematy przeżywa również Lip. Bohater chyba w końcu zaczyna rozumieć, że pójście na ustępstwa i dopasowanie się do warunków panujących na uczelni może mu wyjść na dobre. Na razie przejawia się to większym zaangażowaniem w naukę, ale czy na koniec sezonu dane nam będzie zobaczyć Lipa, który razem z całym campusem zastyga we flash mobie? O ile wątek Lipa się rozwija, o tyle dylematy Debbie pozostającej pod wpływem puszczalskich koleżanek zaczynają być nużące, a sytuacja Carla, który w tym sezonie dostał rolę naczelnego "chłopca na posyłki", jest już po prostu smutna. Mam wrażenie, że na tę postać nie ma żadnego pomysłu, a jego miganie na ekranie - to kradnącego w sklepie, to wyłudzającego leki lub znoszącego Frankowi kolejne używki - stanowi zaledwie tło dla dziejącej się akcji.

[video-browser playlist="634899" suggest=""]

Podobne "peryferyjne" wstawki odgrywają Sheila i Mickey. Nie można się oprzeć wrażeniu, że scenarzyści sygnalizują w ten sposób ich istnienie, zwyczajnie nie chcąc, aby widzowie zapomnieli o tych postaciach. Miejmy nadzieję, że zwiastuje to jakieś rozwinięcie ich wątków w dalszej części sezonu.

Frank w swoim niepodrabianym, kompletnie bezrefleksyjnym stylu zamierza wyłudzić wątrobę od swojej najstarszej córki i udaje mu się tego dokonać już w ciągu jednego epizodu. Oczywiście przy pomocy oszustwa, przemocy i łapówkarstwa, a także sporej porcji szczęścia wynikającej z podobieństw pomiędzy nim a jego pierworodną. Mimo to w jego zachowaniu widać zalążki skrupułów, więc dalsze perypetie związane z podtrzymywaniem relacji z Samanthą zbudowanych na fałszywej podstawie mogą okazać się mocnym punktem nadchodzących odcinków.

Trzeci epizod czwartego sezonu Shameless jeszcze bardziej niż poprzednie uwydatnia podziały między rodzeństwem. Wyjazd Iana i Lipa w wystarczającym stopniu uszczuplił rodzinne grono, ale dojrzewanie Debbie i postawa Carla jako jedynego zausznika Franka skutecznie podzieliła pozostałą jego część. I muszę przyznać, że odczuwam olbrzymi brak Teamu Gallagherów, który jednoczył się, by stawić czoło światu i przeciwnościom losu. Ale skoro nadal jest niegrzecznie, dosadnie i bezwstydnie, to pytanie brzmi: czy wypada chcieć więcej?

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj