Polscy fani mangi są ostatnio rozpieszczani – coraz ciekawsze tytuły ukazują się na naszym rynku, a teraz jeszcze możemy cieszyć się kolejną perełką, która raduje i oczy, i serce.
Siva to kilkuletnia dziewczynka – żywa, radosna, a także pełna pomysłów i marzeń. Błąka się całymi dniami po lesie, mieszka w opustoszałej wiosce w pustym domu… Choć jednak nie całkiem sama – jest z nią jej Mistrz, rogata bestia, która choć niezwykle uprzejma i miła, tak naprawdę nie może nigdy dotknąć Sivy, ponieważ dziewczynka zostałaby przeklęta. Tak właśnie wygląda życie w tym pozornie spokojnym miejscu – Kraina Błogosławionych wciąż jest pełna życia, ale także też i strachu przed potworami zrodzonymi z klątwy, a Kraina Przeklętych… cóż, jak sama nazwa wskazuje, nie jest bezpiecznym miejscem. A jednak Siva i Mistrz, istoty z dwóch rzeczywistości, żyją razem, nie martwiąc się pozornie o jutro. A niebezpieczeństwo jest wszędzie.
Wystarczy wziąć do ręki pierwszy tom Totsukuni no Shoujo #01, aby przekonać się, że to pozycja naprawdę wyjątkowa. Nie mówię tu nawet o świetnym polskim wydaniu – o tym później – ale tak naprawdę niewiele tu przypomina typową mangę. Gdzie te ogromne oczy, płaskie noski, liczne onomatopeje, rastry, gagi, śmiechy… Nie, to manga zupełnie innego rodzaju, a mianowicie ewidentnie kojarząca się stylistyką z komiksem zachodnim. Autor(ka?) używa tuszu niczym atramentu, używanego do ilustrowania starych baśni (bardzo kojarzy mi się ze starymi wydaniami Opowieści z Narni czy niektórych rysunków Tolkiena). Kreska jest bardzo subtelna, delikatna, ulotna, ale kiedy trzeba twarda i stanowcza. Dawno nie widziałam tytułu, w którym światłocień odgrywałby tak istotną rolę. Nagabe ma fantastyczny warsztat, a całość ogląda się nieraz jak album z grafikami. Oczywiście z wplecionym w nie tekstem.
To baśń, a jak wiadomo, musi być odrobinkę strasznie, ale także i wesoło. Jednak miejsce, w którym mieszkają bohaterowie na pewno nie jest zbyt wesołe. Dookoła szwendają się Wygnańcy, czyli przeklęci mieszkańcy tej krainy, a każdy z nich jest równie niebezpieczny. Siva musi mieć się na baczności, aby nie paść ofiarą któregoś z nich. Niestety także ludzie stanowią ogromne zagrożenie, ponieważ nie do pojęcia jest dla nich, że ktokolwiek, kto mieszka poza miastem, może być normalnym człowiekiem. Jak łatwo się domyślić, już w tym pierwszym tomie dziewczynka stanie twarzą w twarz z wieloma niebezpieczeństwami.
Fabuła nie pędzi do przodu niczym wicher, ale dzieje się wystarczająco, aby czytelnik przepadł jak kamień w tę baśniową Krainę – nieistotne, że nazywa się ona Przeklętą. Historia niezaprzeczalnie kojarzy się z innym tytułem wydanym przez Studio JG, czyli Mahou Tsukai no Yome #01 z racji bardzo podobnych, głównych bohaterów, czyli rogatej bestii i jego towarzyszki. Te mangi są jednak zupełnie inne, choć atmosferę mają podobną. Przyczyna jest prosta – zaczerpnięcie inspiracji z przebogatego angielskiego i irlandzkiego folkloru. W końcu na okładce widnieje jeszcze tytuł pewnej irlandzkiej pieśni Siúil a Rún.
Polskie wydanie przypomina Opowieść Panny Młodej z racji twardej oprawy oraz obwoluty, jest to więc kolejny przedstawiciel nielicznych dość ekskluzywnie wydanych u nas mang. Taki tomik prezentuje się na półce szczególnie ładnie, warto więc dopłacić – zwłaszcza, że strona graficzna mangi w pełni zasługuje na ładną oprawę. Szkoda tylko, że w środku znalazła się jedna naprawdę niefortunna literówka, które psuje przyjemność z lektury…
Totsukuni no Shoujo #01 to jak na razie tylko trzytomowy komiks, ale zapowiada się naprawdę ciekawie. Oby tylko fabuła dalej dorównywała prześlicznym rysunkom, a będzie naprawdę dobrze.