Jeśli już Marta Kisiel bierze się za pisanie komedii kryminalnych, to z przytupem. Ledwo w lutym pojawił się Dywan z wkładką, rozpoczynający krwawe i miejscami nadzwyczaj zabawne przygody rodziny Trawnych, z temperamentną Tereską na czele, w październiku przyszedł mu w sukurs Efekt pandy, opowiadający o wyprawie żeńskiej części rodu (nie licząc psa, tj. psicy Pińdzi) do spa w górach. Druga część jest, uwaga, jeszcze lepsza, śmieszniejsza, bardziej zwariowana i stylistycznie powalająca od pierwszej, choć wydawało się to niemożliwe. Gdyby Lesia zmartwychwstała, biłaby Marcie Kisiel brawo.
Nie chodzi jedynie o zakręconą fabułę i splot nieprawdopodobnie prawdopodobnych zdarzeń, ale przede wszystkim o krwiste postacie, których nie sposób wyrzucić z pamięci, dialogi jak złoto, opisy jak perełki sarkastycznego humoru i wtręty językowe, które przyczepiają się do czytelnika jak rzep do psiego ogona i za nic nie odpuszczają. Jeżeli ktoś pokochał niegdysiejsze cytaty z Lesia czy Wszystko czerwone Joanny Chmielewskiej, zakocha się bez pamięci w niezwykłym sposobie wysławiania się matki głównej bohaterki – Briżit, przechodzącej z języka polskiego do francuskiego oraz rosyjskiego, i to przechodzącej nader swobodnie. Nie bez kozery wspomniałam Wszystko czerwone Joanny Chmielewskiej, gdzie brylował duński inspektor Mulgaard i jego nieco biblijna polszczyzna. Do tej pory mniemałam, że nic bardziej zabawnego nie czytałam. Myliłam się. Kto po lekturze Efektu pandy nie zacznie używać zwrotów „mą bożę” lub „trzebię”, jest prawdopodobnie impregnowany na humor i odporny na naleciałości powieściowe niczym głaz polodowcowy.
W przeciwieństwie do Dywanu z wkładką intryga kryminalna – o ile tak ją można nazwać, schodzi na dalszy plan, podczas gdy na pierwszym szaleją wątki rodzinne i matczyno-córczyne (w wielu aspektach). Zupełnie nie szkodzi to lekturze, jako że czytelnik najlepiej bawi się, obcując (nie biblijnie) z rodziną Trawnych i towarzysząc jej we wszystkich możliwych upadkach i wzlotach, w tym – śledzeniu domniemanego zbrodzienia.
Efekt pandy jest tak dobry, że należałoby zaklinać Martę Kisiel, by nie porzucała cyklu i jak najszybciej przysporzyła czytelnikom nowych, szalonych przygód Tereski Trawny et consortes.