Cały wątek epidemii jest nieporozumieniem. Już w poprzednim odcinku można było domyśleć się, że ma on związek z pomarańczami, więc wniosek mógł być tylko jeden - testy broni biologicznej. Tylko mieszanie w to jeszcze jakiegoś misternego planu mającego na celu oczyszczenie ludzkiej rasy ze słabszych jednostek nie przekonuje i razi przewidywalnością. Fakt, że od początku Patrioci przedstawiani byli jako samo zło, a dodatkowo świadomość braku pomysłów scenarzystów Revolution musiała doprowadzić do czegoś takiego. Jest tak wiele dróg, którymi można rozwijać akcję w świecie postapokaliptycznym, więc dlaczego idą ścieżką największego banału?
Zastanawiam się, czy moment, gdy Rachel stoi i rozmawia z ojcem oraz córką, miał być tak głupi, czy po prostu z góry założono, że kobieta nie chce się ukrywać. Skoro stoją na widoku i z kilometra widać, że to ona, naturalne jest, że za chwilę podejdzie grupa Patriotów i będzie chełpić się zwycięstwem. W to wszystko twórcy wplątują jeszcze wątek umierania doktora. Śmierć Rachel lub Charlie mógłbym przyjąć z uśmiechem, ale te sceny są niestety okrutnie wyprane z jakichkolwiek emocji.
[video-browser playlist="635130" suggest=""]
Czasem zastanawiam się, czy twórcy Revolution robią to specjalnie, czy też irracjonalne i głupie zachowania bohaterów wychodzą im przypadkiem. Końcowe sceny z synem Monroe wprowadzającym dowódcę Patriotów do obozu to kolejny z wielu absurdów. Mam wielką tolerancję w stosunku do idiotyzmów, ale te sceny biją wszelkie rekordy. To nie miało prawa się udać.
Coraz bardziej męczy wątek Aarona i jego małżonki. Tworzenie z nich jakichś zbawicieli rasy ludzkiej, którzy muszą spełniać zachcianki aktualnego boga aka robaczków latających po świecie, jest mało ciekawe. Na razie Aaron snuje się po ekranie, spełnia życzenia bytu i nic z tego nie wynika. Wszystko brzmi zbyt abstrakcyjne i irracjonalnie, by mogło w jakiś sposób zainteresować, zwłaszcza że otrzymujemy zbyt mało informacji.
Dotychczas wątek Neville'a ratował Revolution przed kompletną klapą, ale tym razem scenarzyści i w nim się nie popisują. Prowadzony jest zbyt naiwnie i nieprzekonująco. Nie potrafię uwierzyć, że Tom daje się tak podejść, chociaż zawsze był o krok przed innymi. Ten motyw można było zagmatwać na wiele sposobów, lecz wydaje się, że wybrano najgorszy z nich. Na plus zaliczam retrospekcje, które perfekcyjnie ukazują bezwzględność państwa Neville'ów.
Revolution w drugim sezonie miało kilka niezłych odcinków, ale dwunasty jest chyba jednym z najgorszych.