Pewnego marcowego poranka oczom turystów na Giewoncie ukazuje się makabryczny widok: na ramionach krzyża ktoś powiesił nagie ciało zamordowanego mężczyzny. Pracami policjantów na miejscu zbrodni kieruje Wiktor Forst – błyskotliwy komisarz, który jednak nie cieszy się wśród kolegów najlepszą opinią. Klika metrów dalej, tuż za taśmą oddzielającą gapiów, dziennikarka Olga Szrebska prowadzi relację na żywo dla stacji NSI. Zbieg okoliczności sprawia, że ta niezbyt dobrana para łączy swoje siły i wspólnie postanawia odnaleźć mordercę, który pozornie nie pozostawił po sobie żadnych śladów. Remigiusz Mróz ma talent to tworzenia ciekawych par bohaterów. Udowodnił to już przy okazji „Kasacja”. Chyłka i Zordon zarówno w parze, jak i w pojedynkę byli świetnymi postaciami, których nieustanne przepychanki i docinki nakręcały po części tempo opowieści. Podobnie jest w przypadku „Ekspozycja”. Wiktor Forst to jeden z tych bohaterów bad boyów, których nie można nie pokochać. Jest arogancki, niepokorny i w każdej, nawet najgorszej sytuacji najpierw myśli o tym, jak tu nakłonić Szrebską do kopulacji (nie mylić z kooperacją). Mimo to uwielbia się go właściwie już od pierwszej strony. Natomiast Olga Szrebska to taka trochę Chyłka 2.0. Podobnie jak pani prawnik, dziennikarka nie stroni od mocnego języka, niełatwo jest ją przestraszyć, zbić z tropu czy uciszyć. Dla dobrego materiału gotowa jest zrobić wiele, nawet znieść końskie zaloty Forsta. I chociaż Olga to fajna postać, to mam nadzieję, że Mrozowi nie wejdzie w nawyk tworzenie postaci kobiecych pod jeden schemat, bo prędzej czy później może się to znudzić. Gdyby jeszcze kilka dni temu ktoś powiedział mi, że czytając kryminał, można się popłakać ze śmiechu, zapewne bym nie uwierzyła. „Ekspozycja” zmienia moje zdanie w tej kwestii. Arogancki sposób bycia Forsta, jego ironiczne komentarze, nieustanny słowny sparing właściwie z każdym, kto się nawinie, a już zwłaszcza szalone sposoby na wydostanie się z kolejnych tarapatów (historia o Smoleńsku jest chyba moją ulubioną) sprawiają, że czytelnik co chwila parska śmiechem. Oczywiście jest tak do czasu. W pewnym momencie opowieść wkracza w dużo ciemniejsze kręgi, a wtedy ani bohaterom, ani śledzącym ich losy czytelnikom nie jest już do śmiechu. Wydarzenia mające miejsce w „Ekspozycja” zmieniają się jak w kalejdoskopie, właściwie każdy rozdział przynosi nowy zwrot akcji i aż dziwne, że od tego rollercoastera nie kręci się w głowie. Remigiusz Mróz wkroczył na jeszcze wyższy poziom w kategorii „rozpędzanie fabuły” i aż strach pomyśleć, co się będzie działo w kolejnych tomach. Morderstwo na Giewoncie jest tylko pretekstem do zabrania czytelnika w szaloną, pełną niebezpieczeństw wyprawę. Czytając „Ekspozycja”, niczego nie można być pewnym, nic nie jest takie, jakie się wydaje, i nigdy nie wiadomo, gdzie poniesie bohaterów kolejny trop. Przyznać trzeba, że czasem ta utrzymana w konwencji „już prawie go zabili, ale jednak im uciekł” opowieść wydaje się odrobinę naciąga, a kolejne wydarzenia - wręcz nieprawdopodobne. Jednocześnie wszystko to z typową dla Mroza precyzją dopracowane jest w najmniejszych detalach, przez co też ostatecznie nie ma się do czego przyczepić. Forst jest po prostu jak kot – zawsze spada na cztery łapy, a że się przy tym nieźle poharata, to już zupełnie inna sprawa.
Źródło: Filia
Można co prawda kwestionować zasadność niektórych działań bohaterów czy pukać się w czoło, kiedy wyruszają za kolejnym śladem właściwie w nieznane i zdani tylko na siebie. Pamiętać jednak trzeba wtedy, że „Ekspozycja” to historia, w której wszystko dzieje się teraz i zaraz, bez czasu do namysłu i spokojnych rozważań. Jak to często powtarza Forst, „trzeba gasić obecne pożary, a kolejnymi martwić się, gdy nadejdą”, nic więc dziwnego, że większość wydarzeń odbywa się tu według schematu awantura – bójka – pościg, a potem jeszcze więcej awantur, bójek i pościgów. Jeśli ktoś nie lubi tego typu konwencji, „Ekspozycja” może mu się nie spodobać. Na szczęście Remigiusz Mróz umie pisać wyjątkowo szybko, bo serwując czytelnikom taki cliffhanger, musi sobie zdawać sprawę z katuszy, jakie im wyrządza, i presji czasu, jaką w związku z tym będą na nim wywierać. Zakończenie pierwszego tomu sprawiło, że nawet z mojej strony pod adresem autora popłynęło kilka nienadających się do publikacji słów (mam nadzieję, że mi wybaczy), co tylko udowadnia, jak świetnie Remigiuszowi Mrozowi udały się dwie rzeczy: autentyczne zaskoczenie czytelnika (takiego obrotu wydarzeń raczej mało kto się spodziewał) i stworzenie więzi między nim a bohaterami. Dzięki temu na kolejne tomy czekać będziemy z niecierpliwością. Nie dajcie się zwieść, chociaż „Ekspozycja” rozpoczyna się od znalezienia trupa na ośnieżonym Giewoncie, a autor książki nazywa się Mróz, nie przyniesie Wam ona ochłodzenia podczas trwających upałów. Wręcz przeciwnie - podniesie ciśnienie i temperaturę, a bardzo możliwe, że zapewni również nieprzespaną noc, bo tej historii nie można odłożyć na półkę, zanim nie przeczyta się jej do końca.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj