Nie mogę odmówić serialowi Emerald City ambicji i pomysłowości. Podejście do przedstawienia Krainy Oz w zupełnie nowej formie jest odpowiednie i godne pochwały. Twórcy pokazują zupełnie inną krainę, niż do tej pory znaliśmy. Bardziej realistyczną, która z jednej strony odziera to miejsce z baśniowego klimatu, a z drugiej strony zachowuje elementy magiczne, które opierają się na gatunku fantasy. Inspiracje Game of Thrones, o której twórcy wielokrotnie mówili, rzucają się w oczy, bo w budowaniu tego świata, posługują się podobnymi zasadami, które mają odciąć fabułę od znanych nam historii z Oz, ale jednocześnie zaoferować coś znajomego w postaci smaczków nawiązujących do klasycznego Czarnoksiężnika. Takowe można wypatrywać przez całą premierę i liczę, że będzie ich więcej w kolejnych odcinkach. To wszystko na etapie pomysłów wygląda dobrze i ma potencjał na ciekawych rozwój. Zaletą odcinka jest reżyser, Tarsem Singh (The FallImmortals), który znany jest z wyjątkowego podejścia do budowy wysmakowanych wizualnie kadrów i specyficznego stylu obrazowania różnych elementów. I widać, że jest to serial bardzo w jego stylu. Czuć to w prezentowaniu ujęć (Czarownica ze Wschodu i jej poruszanie się, więzienie), kostiumów i poszczególnych scen. Kłopot polega na tym, że jemu przydałby się tutaj lepszy operator do piękniejszego zobrazowania tego świata. Czasem aż czuć, jakby nagle zabrakło możliwości na pokazanie czegoś więcej, mocniej i ładniej. Jego filmy, bez względu na ich jakość merytoryczną, zawsze miały każdy kadr dopieszczony do perfekcji. Były tam takie ujęcia, które można włożyć w ramkę i podziwiać. W serialu tego brakuje pod wieloma względami - czy to budżetu, czy to ekipy o większych umiejętnościach czy większej otwartości twórców. Czuć, że Tarsem jest ograniczony przez różne czynniki, ale i tak widać, że wyciąga z tego sporo, powodując, że w wielu momentach jest to serial wyjątkowy wizualnie, ale tylko momentach. Czegoś brakuje do utrzymania tego stylu przez cały odcinek. Tego, co wyróżniłoby tę produkcję na tle wszystkiego innego w telewizji. Jest dużo piękna, ale z niewykorzystanym potencjałem. Jak pomysły twórców mogą się podobać, tak samo ich przedstawienie czasem pozostawia wiele do życzenia. Wszystko nie łączy się w interesującą i porywającą całość. Brakuje jakiegoś spoiwa, które sprawiałoby, że to wszystko miałoby w sobie coś wyjątkowego i oglądałoby się z większym zainteresowaniem. Trudno mi powiedzieć, czy to wina trochę chaotycznego scenariusza, gdy w samym pilocie skacze z wątku na wątek, zbyt szybko i bez odpowiedniego skupienia na ważnych akcentach, czy może reżysera, który nie najlepiej skupił się na ekspozycji tej fabuły i nie umial sprawić, by była angażująca dla widza. W pewnym sensie wina też leży w kreacji postaci, które nie są ani zbyt ciekawe, ani też wyraziste. Nie mogę powiedzieć, by Dorota wzbudziła sympatię, bo cały czas wydaje się strasznie mdła, nijaka, bez pazura i potrzebnej w tej roli charyzmy. I chodzi mi tutaj o ekranowy magnetyzm, który dałby świadomość, że chętnie będzie się ją oglądać bez znaczenia, jak na tym etapie fabularnym jest przedstawiona ta bohaterka. Tak naprawdę jedna postać w jakiś sposób się wyróżnia - Czarnoksiężnik - w wykonaniu Vincenta D'Onofrio, który trochę przypomina jego Wilsona Fiska z serialu Daredevil, ale z głębszym dnem. To jednak jest aktor bardzo nietuzinkowy, a nie mając nikogo, kto by mu wtórował, od razu jego klasa rzuca się w oczy. ‌Emerald City potrafi zaciekawić, historia osadzona w krainie Oz przedstawionej w taki sposób ma ogromny potencjał. Jest ładnie wizualnie, pomysły są interesujące i jeśli w kolejnych odcinkach spotka się to z lepszym scenariuszem i potrzebnym rozwojem bohaterów, może być nieźle. Nie da się jednak ukryć, że oczekiwania mogły, a nawet powinny być wyższe. Przeciętnie z nadzieją na poprawę.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj