Codziennie dzieją się na świecie rzeczy, których nie da się wytłumaczyć na podstawie znanych nam praw. Codziennie, wywoławszy przedtem nieco szumu, rzeczy te są zapominane i ta sama tajemnica, która je przyniosła, zabiera je, a zagadka staje się zapomnieniem. Oto prawo: to, co nie może być wyjaśnione, musi być zapomniane. Słoneczne światło nadal reguluje funkcjonowanie widzialnego świata. Obcość podpatruje nas z cienia. (Fernando Pessoa, Księga niepokoju spisana przez Bernarda Soaresa, pomocnika księgowego w Lizbonie, przeł. Michał Lipszyc)
Autorka oddaje głos zapomnieniu – a raczej tym wszystkim fenomenom, które zostały zmarginalizowane przez racjonalny, zero-jedynkowy sposób patrzenia na świat. Wspomniana Natura odgrywa w tej opowieści nie tylko rolę tętniącej życiem scenerii, na łonie której rozgrywa się fabuła książki; wszelkie szlaki i leśne dróżki zdają się manipulować swymi trajektoriami tak, by pewni ludzie mogli się na nich ze sobą spotkać, a rzeczy zadziać. Przyroda przejmuje narrację, rzucając na opisywany przez autorkę świat zgoła inny punkt widzenia. Znajdziemy tu fragmenty wynoszące na piedestał niesformułowane niczym istnienie; trwanie w wymiarze abstrakcyjnym dla ludzkiego oka i szkiełka – poza czasem i przestrzenią. To proza metafizyczna, w której głos zabiorą również ludowe podania o grasujących w okolicznych lasach czarownicach, techniki malarstwa flamandzkiego, jak również Wielcy Przedwieczni tego świata – Psilocybe semilanceata.
(…) jak powstają myśli i jaka jest ich natura – to smugi doznań niesione przez czas niczym babie lato, poruszane przez wiatr, pasma drobnych reakcji, które układają się w przypadkowe ciągi spragnione sensu. Lecz ich natura jest ulotna i niestała, powstają i znikają, zostawiwszy po sobie wrażenie, że coś się naprawdę wydarzyło i że braliśmy w tym udział. I że to w czym tkwimy, jest stabilne i pewne. Że istnieje.
Pomimo osadzenia akcji w poprzednim stuleciu, książka traktuje o sprawach bieżących. Kuracjusze w wolnych chwilach, głównie po obfitym posiłku zakrapianym miejscową nalewką, oddają się dysputom filozoficznym. To swoisty sympozjon, podczas którego, wzorem starożytnych Greków, biesiadnicy pasują się w szeroko pojętym myślicielstwie. Stroszą w ten sposób pióra, próbując udowodnić swoją wartość i usprawiedliwić istnienie. Zajmują ich takie tematy jak: widmo wojny nad Europą; rozważania dotyczące wiary i Boga; próba zwięzłego, choć wciąż naukowego wyłożenia geometrii czwartego wymiaru. Co nie pada z ust pensjonariuszy bezpośrednio, a jest widoczne w tekście, to fakt, że Świat zaczyna czuć człowieka jako wroga – dopiero, gdyż sam człowiek siebie samego jako wroga postrzega już od dawna.
Ich stopy mechanicznie niszczą leśne runo, łamią małe rośliny, rozszarpują mech, rozgniatają drobne ciała owadów, które nie zdążyły uciec przed zapowiadającymi zagładę wibracjami. Jeszcze chwilę po ich przejściu drga grzybnia pod poszyciem lasu, ta wielka, ogromna matczyna struktura przekazuje sobie informacje – gdzie są intruzi i w którą stronę kierują swoje kroki.
O tej międzyludzkiej wrogości – co z ust bohaterów pada już bezpośrednio – traktuje warstwa mizoginistyczna tekstu. Empuzjon jest bowiem leksykonem patriarchalnej myśli, która na przestrzeni wieków deprecjonowała obecność kobiet w kulturze oraz wpływ, jaki na nią wywarły. Jak pisze sama autorka:
Wszystkie mizoginistyczne poglądy na temat kobiet i ich miejsca w świecie są parafrazami tekstów następujących autorów: (…)
Po czym następuje wyliczenie. Długie. Wśród przewijających się nazwisk można znaleźć ulubionych przedstawicieli Beat generation, filozofów, poetów. To ciekawy zabieg obrazujący ogrom problemu, z jakim zmagamy się we współczesnej przestrzeni dyskursu publicznego. Czytelnik odczuć może pewien dysonans, kiedy okazuje się, że krzywdzące opinie dotyczące kobiet, rzucane przez schorowanych kuracjuszy, są tak naprawdę poglądami Platona, Sartre’a lub Burroughsa.
Innym ważnym aspektem powieści jest kreacja protagonisty oraz przemiana, jaka w nim zachodzi. Główny bohater – Mieczysław Wojnicz – lęka się cudzego spojrzenia. Obsesyjnie unika ludzkich oczu, obserwujących i komentujących jego poczynania. Widzi je jako pijawki przysysające się doń i inwigilujące ciało i duszę. Kompulsywnie je od siebie odgania, nie dając się poznać. Co skrywa? Konfrontacji przed czym unika? Tego nie rozgryziemy tak od razu. Filtrem wzmacniającym flankę jego tajemnicy jest gender – jako mężczyzna wychowany został w taki sposób, aby problem pokonać przemilczeniem. Wojnicz emancypuje się od społeczności kurhausu, samotnie przemierzając dolinę. Wspina się na jej szczyt i ogląda uzdrowisko z góry. Tak jak do tej pory oglądał pod szkłem lupy obrazy Herri Met de Blesa, tak teraz sam, niemal okiem Stwórcy, spogląda na pejzaż, w który został uwikłany. Pobyt w uzdrowisku, a także niekonwencjonalne metody leczenia sprawiają, że Wojnicz inaczej postrzega upływ czasu. Zdaje mu się, że sam czas traci linearność, przyczynowo-skutkowość. Traci podmiotowość we własnych wspomnieniach, staje się pocztówką, krótką notą o stanie własnego zdrowia, behawioryzmem zawieszonym w okresie dojrzewania. Zastanawia się: „jak to jest, że ludzie, którzy patrzą na to samo, widzą co innego?”. Ludzie mają swoje fikcje i wierzą w to, co uzgodnili sami ze sobą. Wie pan, to nie musi być prawda, że jest tylko tak albo tak. To po prostu pomaga w nawigacji, w praktyce, gruźlica albo syfilis, jedno albo drugie, ale pan najlepiej wie, że większość naszego doświadczenia nie podlega takim prostym podziałom. Namawiam pana, żeby stworzył pan swoją własną fikcję, na przykład taką, że to pan jest doskonały.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj