Jest listopad 1943 roku. Amerykański wywiad zdobywa informację, że na terenie Polski przetrzymywany jest doktor Faber (Paweł Deląg), mogący pomóc nazistom w skonstruowaniu bomby atomowej. Alianci wiedzą, że gdy do tego dojdzie, wojna będzie nie do wygrania. Postanawiają więc wyruszyć z misją odbicia naukowca i przetransportowania go do Stanów Zjednoczonych, gdzie będzie on kontynuować swoje badania, tyle że dla drugiej strony. Tego arcytrudnego zadania na terenie wroga podejmuje się major Kaminski (Ed Westwick) wraz ze swoimi ludźmi. Opracowują oni plan jak po odbiciu doktora z rąk wroga uciec z okupowanych ziem polskich. Niestety, nie wzięli oni pod uwagę dwóch rzeczy. Pierwsza to taka, że Faber jest przetrzymywany z rodziną, bez której się nie ruszy. A druga, bardziej poważna jest taka, że Sowieci też pozyskali informacje o naukowcu i zamierzają przejąć go dla siebie. Zaczyna się walka trzech wojsk. Historia napisana przez Michaela Wrighta została zainspirowana kilkoma wydarzeniami, między innymi operacją Alsos, amerykańską akcją wywiadowczą mającą na celu zbieranie informacji na temat niemieckich badań nad bombą atomową czy historią polskiego fizyka żydowskiego pochodzenia Józefa Rotblata, który po tym jak jego żona została zabita w jednym z obozów koncentracyjnych, uciekł z kraju do Stanów Zjednoczonych, gdzie pracował nad projektem Manhattan. Jednak trzeba zaznaczyć, że Enemy lines tylko fragmentarycznie opiera się na faktach, a większość wydarzeń to czysta fikcja. W żadnym momencie nie można traktować tego filmu jako lekcji historii. Film w reżyserii Andersa Banke’a to po prostu wojenne kino akcji i to niestety w kiepskim wydaniu. Widać, że jest to projekt nieprzeznaczony na kinowe ekrany, a prosto do telewizji. Przez skąpy budżet twórcy musieli iść na wiele ustępstw, co niestety da się zauważyć. Podczas scen akcji, w których alianci walczą z nazistami trudno jest rozróżnić, kto jest kim. Panuje chaos. Widz nie wie, kto przed chwilą zginął. Do tego całą fabułę można podzielić na trzy rozdziały, a każdy z nich jest zakończony strzelaniną w lesie. W ciągu tej podróży nasi bohaterowie natrafią nie tylko na nazistów, ale także na sowietów i ukrywających się w lesie polskich rebeliantów. Wszyscy oczywiście perfekcyjnie władają angielskim. Choć muszę przyznać, że fragmenty, w których statyści mówią w naszym języku są dobrze wykonane. Słychać, że są to Polacy, a nie Ukraińcy czy Rosjanie udający Polaków.
foto. materiały prasowe
Ed Westwick jako major Kaminski jest kompletnie nieprzekonujący. To taki zimny dowódca nieokazujący emocji. Zawsze z tym samym śmiertelnie poważnym wyrazem twarzy. Jego głos jest cichy i chrypliwy jak Clinta Eastwooda w Brudnym Harrym. Wygląda to komicznie. Zresztą cały film trudno brać na poważnie. Brakuje w nim dramaturgii. I choć sceny batalistyczne są wykonane znośnie, to znacznie odbiegają od tych, do których zdążyliśmy się przyzwyczaić. Miałem wrażenie, że reżyser nie ma pomysłu na aktorów, jakich zebrał na planie, więc jest bardzo zachowawczy i nie wymaga od nich zbyt wiele. Bazuje na ich podstawowym warsztacie aktorskim i nie wyciąga z nich nic więcej. Widać to szczególnie po Pawle Delągu, który mógłby dać swojej postaci dużo więcej, ale chyba reżyser tego nie chciał, przez co nie da się o nim powiedzieć nic więcej niż to, że po prostu jest w tym filmie. Nie dostał praktycznie żadnej dramatycznej sceny do zagrania. Szkoda, bo ten aktor ma świetny warsztat, co już nie raz udowodnił.  Enemy Lines jest filmem zmarnowanych szans i okazji. To mógłby być naprawdę dobry, interesujący film, gdyby reżyser i scenarzysta bardziej się postarali zamiast dostarczać nam kolejny dramat wojenny zrobiony na pół gwizdka. Nie dziwię się, że jego premiera przeszła na świecie bez echa. Gdyby nie fakt, że gra w nim Deląg, pewnie też bym po niego nie sięgnął, a tak zrobiłem to z czystej ciekawości.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj