Na tym właściwie można by skończyć recenzję, bo jest to jeden z tych odcinków, które trzeba zobaczyć, a jednocześnie jeden z tych, w których tak naprawdę niewiele się dzieje. Akcji nie ma za dużo (oprócz ostatnich pięciu minut), mamy za to ogromną dawkę emocji i rozgrywki psychologicznej. Rozdział zatytułowany "Red John" wszedł w końcową fazę. Kolejne dwa odcinki przyniosą upragnione rozwiązanie, ale musimy pamiętać, że szósty epizod jest jednym z najważniejszych. Pokazuje bowiem, kim Czerwony Jaś jest dla Patricka Jane'a.
Zaczyna się od trzęsienia ziemi. Jane jedzie samochodem do swojej posiadłości, gdzie przygotowuje broń i czeka na spotkanie z... no właśnie, z kim? Nie wiadomo. Akcja cofa się o trzy dni i już wszystko wiemy. Kwestia tatuażu (trzy kropki na lewym ramieniu) jest tutaj kluczowa. Właśnie w ten sposób mentalista ma rozpoznać, kim jest jego nemezis. I jak widać, chwyta się tego jednego szczegółu i się w nim całkowicie zatraca. Postanawia poinformować każdego podejrzanego z osobna, że jest niemal pewien, kim jest Red John, aby ich zwabić do siebie i przesłuchać. Bez ceregieli, bez owijania w bawełnę, szczera męska rozmowa mająca przynieść rozwiązanie.
Twórcy nie bawią się już w podchody, nie oferują proceduralnych spraw powiązanych w jakikolwiek sposób z wątkiem głównym. Tym razem wszystko rozchodzi się o pomysł Jane'a. Z jednymi idzie szybko (szeryf, Beltram, Reede), z innymi wolniej (szczególnie ciekawa kwestia zaproszenie Stilesa), wszyscy jednak się w końcu stawiają. I tutaj pojawia się problem. Nic nie jest takie, jak się wydaje, a tatuaż ma niestety więcej niż jedna osoba. Czyżby była to oznaka tajemniczej organizacji, czy po prostu są to ludzie Red Johna? Nie wiadomo, ale jedno jest pewne - kolejne odcinki będą bardzo emocjonujące.
[video-browser playlist="634163" suggest=""]
Pomysł, jakoby szósty odcinek miał być zaledwie wstępem do ostatecznej konfrontacji, jest wspaniały. Jednocześnie kłuje w oczy fakt, jak Jane zatraca się w swoich poszukiwaniach i chęci zemsty. Zamiast chłodno kalkulować, woli spotkanie; zamiast przemyśleć kwestię Red Johna i tajemniczego tatuażu, woli żywić nadzieję, że na pewno chodzi o sławetnego psychopatę. Wiele w tym przypadkowości i chaotycznego myślenia, ale Patrick niejednokrotnie udowodnił, że w kwestiach zemsty nie myśli racjonalnie.
Szczególnie że sami podejrzani mu nie pomagają. Wzrok Beltrama i Reede'a mówię same za siebie. Czyżby to oni byli głównymi podejrzanymi? Trudno stwierdzić. Nadal najbardziej na Red Johna pasuje mi nieżywy już (czy aby na pewno?) Partridge albo Kirkland. Fani cały czas na uwadze mają masę wskazówek: atletyczna budowa ciała, włosy, wiek i parę innych, a twórcy wcale w tym nie pomagają. Agent Smith właśnie w szóstym epizodzie daje do zrozumienia, że ma lęk wysokości. Beltram wykonuje tajemniczy telefon, a szeryf wydaje się przerażony faktem, że ma tatuaż. Każdy ma coś do ukrycia i chyba tylko Stiles może zostać wykluczony z uwagi na wiek i śmiertelną chorobę.
Nadal nie wiemy, kim jest Red John, ale tak blisko poznania jego tożsamości jeszcze nie byliśmy. Bruno Heller wodzi nas za nos jak tylko chce, a my dajemy się mu uwieść, czekając na rozwiązanie największej tajemnicy serialu. Patrick Jane, patrząc na podejrzanych i celując do nich ze strzelby, zdaje się powtarzać: "Entliczek, pentliczek, czerwony stoliczek, na kogo wypadnie, na tego...".