Tommy Lee Jones po raz trzeci w swojej karierze zmienia optykę pracy przy filmie i usadawia się na krześle reżysera. Po znakomicie przyjętych Trzech pogrzebach Melquiadesa Estrady i Sunset Limited w The Homesman decyduje się na rewizję praw rządzących klasycznym westernem (przynajmniej na poziomie treści, nie samej formy): rewolwerowe pojedynki, szalone pościgi i mężczyzn z różnym rozumieniem sprawiedliwości poświęca na rzecz kinowego liryzmu, nieśpiesznego tempa akcji, wszechobecnej ciszy i kobiet, które w rozedrganym świecie Dzikiego Zachodu balansują na granicy szaleństwa. Film Lee Jonesa jest adaptacją interesującej powieści Glendona Swarthouta z 1988 r. Ponura rzeczywistość Eskorty utkana jest zarówno z przerażającej powagi filmu, jak i jego osobliwych akcentów humorystycznych, które zestawione ze sobą wciągają widza w pewną pułapkę zastawioną przez reżysera. Do końca seansu mamy bowiem poczucie, że wszystkie elementy obrazu to części większej, logicznej układanki. Koniec końców zdajemy jednak sobie sprawę, że to tylko iluzja, a Tommy Lee Jones – wbrew wcześniejszym odczuciom – wcale nie stara się włożyć nam do głowy moralno-dydaktycznej puenty. O tym, czy istnieje jakiekolwiek drugie dno Eskorty, decydować musimy już sami. Jedni zobaczą w tym zabieg godny geniusza, inni będą rozczarowani. Fabuła filmu nacechowana jest prostotą, przekładającą się na pozornie banalną strukturę historii. W 1855 r. w zapomnianych przez świat osadach w Nebrasce we znaki ich mieszkańcom daje się bezlitosna zima, doprowadzająca do masowego wymierania bydła. W takich warunkach okrutna natura oddziałuje również na człowieka – trzy kobiety zostają przez okoliczną społeczność uznane za niepoczytalne. Każda z nich traci kogoś bliskiego, co w połączeniu z życiem w hermetycznym otoczeniu popycha je w stronę obłędu. Widzimy je w nastroju apatycznym, podszytym agresją czy zamknięciem w sobie. Włodarze postanawiają wysłać je do stanu Iowa, jednak początkowo nikt nie chce podjąć się zadania eskorty kobiet. W świecie Lee Jonesa kowboje stracili bowiem sporo ze swego animuszu – brak im odwagi, męstwa, pomysłu na życie. Jedynie doskonale zorganizowana i niebojąca się nowych wyzwań Mary Bee Cuddy (Hilary Swank) decyduje się na tę niebezpieczną podróż. Pomoże jej leniwy birbant, George Briggs (sam reżyser w doskonałej roli), którego odważna Mary poznaje w momencie, gdy na szyi ma założoną pętlę, związane dłonie i przy tym jeszcze wita się ze śmiercią w… piżamie. Kobieta postanawia uratować nieznajomego, choć jego położenie wydaje się absurdalne w swym tragizmie. Między głównymi bohaterami dochodzi do zawarcia swoistego kontraktu. Ich podróż przez dzikie połacie prerii, w czasie której będą mieli do czynienia z Indianami, pozbawionymi empatii pracownikami jedynego hotelu w okolicy czy chcącymi zemścić się na Briggsie łotrami, stanie się doskonałą okazją do odkrywania siebie nawzajem. No url Dzięki zabiegom reżyserskim Lee Jonesa, wśród których na szczególną uwagę zasługują nienachalna narracja, powolna praca kamery czy odejście od dialogów na rzecz ekspozycji krajobrazu, Eskorta z każdą kolejną sekwencją staje się wyraźnym zaproszeniem do stołu psychoanalitycznej uczty. W pewnym momencie seansu zdajemy sobie sprawę, że tuż obok rewizjonistycznego podejścia reżysera do westernu jako gatunku funkcjonuje wszechobecny motyw szaleństwa. Choć początkowo przypisany jedynie trzem niepoczytalnym kobietom, w dalszej części filmu zaczyna towarzyszyć odkrywanym przez nas motywacjom i sposobie działania Cuddy i Briggsa. Ich kapitalnie rozpisana, zmieniająca się w powolnym tempie relacja nabiera jeszcze unikalnego charakteru dzięki znakomitej grze aktorskiej Swank i Lee Jonesa. To głównie dzięki nim widz nabiera przeświadczenia, że cel podróży przestaje mieć znaczenie, a liczy się sama wędrówka. Ta swoista odyseja ma w sobie coś zarówno z absurdalnego komizmu Bracie, gdzie jesteś? braci Coen, jak i aury klasycznych westernów. Reżyser w konsekwentny sposób buduje romantyczny obraz Dzikiego Zachodu, przy czym ów romantyzm zostaje ufundowany na przewrotności opowiadanej historii. Gdy to Cuddy zaproponuje Briggsowi małżeństwo, będziemy tu czuli nie tyle miłość rodzącą się na XIX-wiecznej amerykańskiej prerii, lecz racjonalizację i walkę o wyzwolenie w hermetycznym społeczeństwie, które lubuje się w ostracyzmie. Nawet wątek kobiecy w filmie, podszyty nieinwazyjnym przekazem emancypacyjnym, jest sam w sobie tragiczny: stłamszona przez sfrustrowanych mężczyzn płeć żeńska jedyną drogę ku uwolnieniu się z patriarchalnego jarzma znajduje w zanurzeniu się w obłędzie. Te niejednoznaczne w swej naturze zabiegi, o dziwo, cementują całą Eskortę, w której sfera metafizyczna miesza się z naturalizmem, a banalne zło walczy w ludzkiej duszy z humorem i dystansem do rzeczywistości. Ogromna szkoda tylko, że polskie wydanie DVD nie oferuje żadnych dodatków, do których wytrawny widz, w zamierzeniu będący potencjalnym odbiorcą filmu, nie zaliczy z pewnością obecnego na płycie zwiastuna. Niemniej jednak warto zapoznać się z Eskortą. Kinomani wszelkiej maści dostrzegą tu nowatorskie podejście do klasycznego westernu, przepełnione uniwersalnymi pytaniami, które zza przedstawionej opowieści zdaje się stawiać Lee Jones. Wszystkie mankamenty natury ludzkiej uzewnętrzniają się tu z równą mocą, jak skrywane w każdym z nas bohaterstwo. Świadomość nieuchronnej klęski przekłada się koniec końców na pogoń za wartościami pozornie nieosiągalnymi. Wpisuje się to w słowa Zbigniewa Herberta: „Idź dokąd poszli tamci do ciemnego kresu po złote runo nicości twoją ostatnią nagrodę”. Przesłanie Lee Jonesa może w nas również zostać na długo.
źródło: materiały prasowe
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj