"Ewolucja planety małp" ("Dawn of the Planet of the Apes") to film inny niż wszystko, co Hollywood oferuje w ostatnich latach w kinie komercyjnym. Oto dostajemy blockbuster, który nie jest filmem nastawionym na akcję, wybuchy i banalną historię będącą jedynie pretekstem do wizualnej uczty. Matt Reeves, reżyser, który zastąpił Ruperta Wyatta, twórcę poprzedniej części, wykazuje się głębokim zrozumieniem ducha serii, która nigdy nie była widowiskiem, ale dramatem science fiction opowiadającym niegłupią historię z emocjami i drugim dnem. Taka jest właśnie "Ewolucja planety małp". Obserwujemy dość kameralną historię współżycia ludzi i małp kilka lat po wydarzeniach z 1. części. Konflikt pomiędzy rasami z uwagi na to, że jest nieunikniony, tak naprawdę schodzi na drugi plan. Nacisk jest położony na małpy z Caesarem na czele. To on jest w centrum, dzięki czemu oglądamy film bardzo wyjątkowy - to wielka hollywoodzka superprodukcja, w której często nie ma żadnych dialogów, a bohater nie jest człowiekiem. Szybko staje się to subtelną i momentami nawet intymną opowieścią o bohaterze pragnącym jedynie rodzinnego szczęścia i pokoju. Matt Reeves tworzy ją tak, że trudno oderwać się od ekranu - wciąga momentalnie kreacją świata przedstawionego i bohaterami, którzy wzbudzają wiele emocji. "Ewolucja planety małp" ciekawi, ale także często wzrusza. Zasługa w tym Andy'ego Serkisa, który po raz kolejny udowadnia, że jest aktorem wybitnym. Jego Caesar jest postacią wyjątkową, prawdziwą, emocjonalną, wielowymiarową i wzbudzającą wielką sympatię. Serkis wraz z ekipą WETA Digital dokonuje tutaj rzeczy niespotykanych, tworząc cyfrowe małpy tak, że nigdy podczas seansu nie przejdzie widzowi przez myśl, iż ogląda efekt komputerowy. To jest bohater z krwi i kości, który czuje, walczy i na losie którego nam zależy. Jak "Geneza planety małp" była popisem jednego aktora, tak "Ewolucja planety małp" w tym względzie dokonuje tytułowej ewolucji. Toby Kebbell jako Koba również imponuje i zachwyca, tworząc postać niezwykłą, ale zarazem tragiczną. Przez to, co Koba przeżył, wzbudza kompletnie inne emocje niż charyzmatyczny Caesar; jego nieufność jest zrozumiała, a skrzywienie psychiczne to naturalne następstwo traumy. I w tym właśnie leży największa zaleta "Ewolucji planety małp" - dostajemy pojedynek dwóch wybitnych aktorów wznoszących grę przy pomocy motion capture na nowy poziom. Plusem okazują się też ludzie - w pierwszej części byli oni mdłym tłem, tutaj pokazują się z o wiele lepszej strony, dzięki czemu są budowane potężniejsze emocje, a sama historia o wiele lepiej działa na widza. [video-browser playlist="623518" suggest=""] "Ewolucja planety małp" to film inteligentny, bo opowiada historię zmuszającą do zastanowienia się nad tym, co tak naprawdę oznacza człowieczeństwo. Obserwujemy wiele sytuacji, które pokazują różne oblicza obu ras i z których można wysnuć rozmaite wnioski. Tak powinien działać kompletny blockbuster: emocjonować, pobudzać umysł formą opowieści i oczy wizualną ucztą. A tej tutaj nie brakuje, bo poza kreacją małp mamy końcową bitwę, która jest tworzona z wyśmienitym klimatem budującym tragizm sytuacji. Polska edycja DVD bardzo rozczarowuje. Film został wydany w standardowym amarayu w przyjemnej dla oka oprawie. Materiałów dodatkowych jest bardzo niewiele. Jeden film o Andym Serkisie to za mało na tak złożone dzieło, którego realizacja tak bardzo intryguje. Szkoda, bo ten film zasługiwał na o wiele lepsze wydanie. Matt Reeves dokonał ewolucji konceptu serii opracowanego przez Ruperta Wyatta. Film ciekawi, bawi, wzrusza i na długo zapada w pamięć. Gdyby Hollywood częściej tak podchodziło do dopracowywania superprodukcji w każdym ich aspekcie, widzowie mieliby wiele powodów do radości.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj