Faking It wprowadza coraz więcej scen przedstawiających relację Amy i Reagan. Od czasu zwiastuna reklamującego odcinki 6-10 wszyscy fani nie mogli doczekać się, aż w końcu zobaczą Amy w szczęśliwym związku. Na różnych stronach o tematyce fanowskiej dało się zauważyć, że widzowie bez wahania zamienili tabliczki z napisem "Team Karmy" na takie, na których napisane jest "Team Reamy". Nic dziwnego. Reagan jest piękną, sympatyczną dziewczyną, która nocą z kelnerki zamienia się w DJ-a grającego na podziemnych imprezach. A co najważniejsze, Amy przy niej wygląda na szczęśliwą.
Byłoby idealnie, gdyby nie to, że karma zawsze wraca. I Karma też. Przyjaciółka Amy długo walczyła o związek z Liamem, ale teraz nie wydaje się być nim zachwycona. Nadal na pierwszym planie w życiu Karmy jest Amy. Problem polega na tym, że Amy ma inny pomysł na życie. Sprawia to, że Karma postanawia walczyć o swoje "prawa" do przyjaciółki. Całą sytuację podsyca Shane, który za wszelką cenę chce sprawić, żeby jego chłopak… echem, trener… w końcu otwarcie wyznał, że jest gejem. Dlatego postanawia pójść z Dukiem w to samo miejsce, w które Amy i Reagan wybrały się na randkę, oraz zabrać tam Karmę i Liama. Na domiar wszystkiego przy tym samym stoliku siadają Lauren i Theo. I nagle zaczyna się robić bardzo ciekawie.
[video-browser playlist="632894" suggest=""]
Zabieg z wrzuceniem wszystkich czterech par jest bardzo interesujący i nadaje odcinkowi tempa. Twórcy mają w końcu tylko trochę ponad dwadzieścia minut, ale na szczęście wykorzystują dany czas w całości. Rozmowy w tak dużym towarzystwie sprawiają, że tajemnice stają się coraz trudniejsze do utrzymania, dialogi między postaciami co rusz przyprawiają o wybuchy śmiechu, a wszystko to, jak wisienka na torcie, wieńczy wspaniała osobowość Lauren.
Zobacz również: Teaser 2. sezonu serialu "Spojrzenia"
Przy Faking It zdecydowanie nie można się nudzić. Twórcy zadbali o to, aby widzowie mieli wiele powodów zarówno do śmiechu, jak i do płaczu. Taki też jest ten odcinek, który dla Karmy kończy się nieciekawie. Uważam, że to bardzo dobrze. Nie żebym życzyła jej nieszczęścia, ale gdyby nie te wszystkie zakręty w życiach głównych bohaterek, serial stałby się nudny. Mimo wszystko trzymam kciuki za Karmę i Amy. Miło będzie zobaczyć je jako parę z prawdziwego zdarzenia. A tymczasem chętnie nacieszę się obecnością Reagan.