Takim niezłym pomysłem i zarazem dobrą intencją twórców dla urozmaicenia akcji Falling Skies są polityczne zawirowania w Charleston. Na papierze, pomimo schematu, wygląda to nieźle, ale już realizacja poprowadzona została po łebkach. Kompletnie zmarnowano potencjał Terry'ego O'Quinna w roli Arthura, który miał być czymś pomiędzy łotrem a bohaterem. Chociaż w poprzednim odcinku odgrywał znaczącą rolę, w finale jest kompletnie pominięty. Po wojskowym zamachu stanu zostaje wtrącony do więzienia i zapomniany przez twórców. Jego pojawienie się w końcówce nie jest w stanie zmienić negatywnego odczucia. Nie przekonuje także nagła lojalność Toma i spółki wobec Arthura - można zrozumieć intencję Toma, ale wątek wydaje się niepotrzebnym zapychaniem pierwszych minut odcinka nieciekawą historią.
[image-browser playlist="600000" suggest=""]©2012 TNT
Problem leży także w postaci generała Bresslera, który zmienia zdanie jak rękawiczki. Najpierw doprowadza do zamachu, godząc się na misję Toma i spółki, by chwilę później rezygnować z walki i prezentować olbrzymie niezdecydowanie. Sama postać w poprzednim odcinku sprawiała o wiele lepsze wrażenie i to, jak ją poprowadzono rozczarowuje. Może gdyby informacje o tym, że pełzacz zabił mu syna ujawniono przed sytuacją z masakrą rebeliantów, wówczas dałoby się mu współczuć albo nawet i sympatyzować z nim. Przez to wszystko Bressler nie potrafi wzbudzić zainteresowania, a jego osobowość nie wychodzi poza ramy oklepanego schematu.
Finał Falling Skies nie jest złym odcinkiem, lecz wyraźnie widać, że twórcy chcieli wrzucić zbyt wiele do jednego worka. Można odnieść wrażenie, że akcja brnie do przodu zbyt szybko, nie pozwalając rozwinąć się wątkom oraz odpowiednio zamknąć pozostałe. Wkracza delikatny chaos psujący całościowy efekt. Zauważmy, że w przeciągu kilku minut przeszliśmy od zamachu stanu, przez kolaborację z czerwonookim, masakrę rebeliantów, do decyzji o samobójczej misji bohaterów. W tym wszystkim wątek ciąży pani doktor jest tak naprawę jedyną niepotrzebną rzeczą. Jej końcowa rozmowa z Tomem przywołuje wspomnienia prawie identycznego dialogu z The Walking Dead - różnica polega tylko innym miejscu akcji. Pierwsze ukazanie nam ciąży dr Anny jest zabiegiem tak oklepanym, że aż bolesnym. Gdybyśmy dowiedzieli się tego w tym samym momencie co Tom, efekt byłby piorunujący. Jedyny element finału, który jest straszliwie wymuszony.
[image-browser playlist="600001" suggest=""]©2012 TNT
Od chwili wyruszenia na misję finał nabiera rumieńców. Akcja z atakiem na tajną placówkę kosmitów nie od razu kończy się sukcesem. Pojawia się postać rozgadanej Karen, która nadal sprawia wrażenie kreskówkowego łotra w pozytywnym znaczeniu tego słowa. Gdy koniec końców ucieka, aż chciałoby się zobaczyć scenę rodem z jakiejś bajki, w której grozi bohaterom, rzucając w nich salwą inwektyw i obietnicą zemsty.
Pojawienie się czerwonookiego i jego kompanii daje nam najefektowniejsze sceny akcji w historii tego serialu. Pierwszy raz wygląda to naprawdę fajnie i emocjonująco. Dobrze, że podczas walk ginie jeden z bohaterów - pozwala to odczuć powagę sytuacji i koszt, jaki trzeba zapłacić za starcie z najeźdźcą. Przyznać muszę, że jedynie pojedynek Toma z głównym kosmitą jest zbyt krótki i toczy się on zbyt prosto. Czerwonooki nie może sobie z nim poradzić, a Tom załatwia go trzema ciosami, nie łapiąc nawet zadyszki - nie tak to powinno wyglądać. W końcu ta postać była w pewnym sensie głównym złym tego sezonu, a jego żywot zakończono tak samo przeciętnie, jak Bane'a w "Mroczny Rycerz Powstaje".
[image-browser playlist="600002" suggest=""]©2012 TNT
Po szumnych zapowiedziach końcówki finału oczekiwałem o wiele więcej. Razi gigantyczna głupota w momencie, gdy rozpoczyna się nalot tajemniczych kosmitów - wszyscy wybiegają na zewnątrz, jakby rozpoczęły się fajerwerki w Sylwestra. Jednakże wątek przybyszów, którzy na pewno nie są sojusznikami istot podbijających Ziemię (można przypuszczać, że tajna broń była stworzona przeciwko nim), jest naprawdę ciekawy i niesie ze sobą spory potencjał na znakomity sezon. Tajemnica z przejęciem umysłu Hala na pierwszy rzut oka zapowiada się na typowy schemat, jakich widzieliśmy wiele, ale mam nadzieję, że twórcy będą w stanie nas zaskoczyć.
Drugi sezon Falling Skies kończy się niezłym odcinkiem, który gwarantuje nam sporą dawkę akcji, ale i niewykorzystanych pomysłów. Zamkniecie wątków sezonu nie było najlepsze i można było odnieść wrażenie, że tworcy chcieli skupic sie na elementach pod 3 sezon zamiast poprawnie skonczyc wszystko z drugiego. Niemniej jednak wątki pod kolejną serię zapowiadają się interesująco i jeśli twórcy nadal będą wyciągać wnioski ze swoich błędów, to może być tylko lepiej.
Ocena: 7/10