Rok 2022 dla polskich fanów amerykańskiego scenarzysty był niezwykle dobry. Takie albumy jak Na wschód od zachodu czy Ród X/Potęgi X pokazały nam Hickmana w szczytowej formie – w pierwszym przypadku jako autora niezwykłej historii alternatywnej, w drugim jako twórcę najlepszej od lat komiksowej opowieści o marvelowskich mutantach. Po tych komiksowych doznaniach – po ponad roku oczekiwania – przyszedł czas na drugi tom Fantastycznej Czwórki. To właśnie na jej stronach Hickman szlifował wcześniej swój talent. Trochę szkoda, że aż tyle trzeba było czekać na tak dobrą kontynuację, ale zdecydowała o tym zapewne popularność samych superbohaterów. W Polsce komiksów o tej marvelowskiej rodzinie mieliśmy jak na lekarstwo, w Marvel Cinematic Universe nadal nie pojawili się w komplecie, więc tym można tłumaczyć ów powolny rytm wydawniczy. Cóż, dobrze, że historia Hickmana mogła się ukazać, bo podczas lektury drugiego tomu odnosimy wrażenie, że scenarzysta w tym poprzednim dopiero się rozkręcał.

O tym, że Hickman uwielbia z pietyzmem rozstawiać poszczególne pionki na swej fabularnej szachownicy, wiemy już choćby z marvelowskich serii prowadzących do eventu Nieskończoność. Nie spieszyć się po to, aby wszystko doskonale wybrzmiało w odpowiednim momencie – to jego fabularna strategia i tym różni się od całej rzeszy innych scenarzystów, stawiających na superbohaterskie łubudu. U Hickmana niczego takiego nie znajdziemy, kulminacje nakładają się na siebie, bohaterowie i wydarzenia – wydawałoby się odległe i już zapomniane – nagle o sobie przypominają, fabuła jest w ciągłym ruchu, krok do przodu, krok do tyłu, w bok, w poprzek. I żeby nad tym wszystkim zapanować, trzeba mieć naprawdę poukładane w głowie. A jeszcze mamy rzetelne naukowe tło, którym Hickman wypełnia swoje opowieści, przez co kojarzy się z demiurgiem – w żadnym wypadku nie szalonym, a takim, który ma kompletny plan na sukcesywnie realizowane przedsięwzięcie. I właśnie dlatego jego fabuły wzbudzają podziw i szacunek czytelników.

Co ciekawe, Fantastyczna Czwórka jest jego najlżejszą duchem opowieścią. Szwendające się po kompleksie dzieciaki z naukowymi predyspozycjami, a także czerstwy humor Johnny'ego Storma i Spider-Mana sprawiają, że do tych poważnych w zamyśle historii wkrada się mnóstwo luzu i rodzinnego ciepła, czego raczej nie doświadczymy w przywoływanych wyżej, tegorocznych tytułach Hickmana na naszym rynku. I dlatego jego Fantastyczna Czwórka jest jeszcze bardziej wyjątkowa. Łączy powagę opowieści z tłem, które wypełnia marvelowska rodzina – dodajmy, że to nie tylko tytułowa Czwórka, a wszyscy mieszkańcy Baxter Building, którzy tworzą zbiorowy, sympatyczny, geekowski z ducha portret grupki o większym niż normalny człowiek potencjale.

Źródło: Egmont

W drugim tomie w głowie Reeda Richardsa wciąż pokutuje idea naprawienia świata, w czym tym razem pomagać mu będą wspomniane wyżej dzieciaki, na czele z jego mądrą córeczką Valerią. Val jest zresztą jedną z najciekawiej skonstruowanych bohaterek w serii Hickmana. W wielu momentach jest siłą sprawczą różnych, dramatycznych wydarzeń, a fakt, że dziewczynka ma zaledwie kilka lat, tylko potęguje ten efekt. Jedna z części tego tomu zatytułowana jest Trójka, co sugeruje nam coś niezwykle przełomowego i poważnego. Taką właśnie historię dostajemy – wzruszającą i straszną. Po niej nic już nie będzie takie samo. Powraca też wątek ojca Reeda Richardsa, Nathaniela, który po powrocie z podróży w czasie mocno komplikuje życie synowi. Co jeszcze?

Ben na chwilę odzyska swoją człowieczą postać, Susan zajmie się poważną polityką w podwodnym świecie. Do Strefy Negatywnej dostaną się najeźdźcy, a nawet pojawi się w fabule Galactus, któremu nie spodoba się odkrycie własnego, zakopanego głęboko pod ziemią truchła z przyszłości. A to i tak nie wszystko, co czeka marvelowską rodzinę. Stopień komplikacji osiąga w drugim tomie apogeum. Hickman doskonale wie, w którą stronę skręcić, by utrzymać zainteresowanie czytelnika. A wszystko dostajemy w przejrzystej oprawie graficznej dostosowanej do wymogów współczesnego czytelnika, ale ze smakiem oglądającą się na klasykę. Duże, wyraźne kadry Neila Edwardsa czy Steve’a Eptinga ułatwiają czytelnikowi pochłanianie skomplikowanej fabularnie historii. A wisienką na torcie jest jeden, niemal w całości niemy, niezwykle emocjonalny i chyba najważniejszy zeszyt w tym tomie.

Fantastyczna Czwórka to ostateczny dowód, że mamy do czynienia z niezwykle utalentowanym scenarzystą na polu superbohaterskiego komiksu. Jonathan Hickman tak naprawdę nie robi nic wielkiego – wciąż eksploruje te same tematy, jak wielu innych scenarzystów przed nim, ale dzięki swojej naukowej wiedzy i zamiłowaniu do komplikowania fabuły daje nam historię na miarę odbiorcy z XXI wieku, wychowanego na komiksach i wymagającego od twórców traktowania go poważnie. Niezwykle satysfakcjonująca lektura, która budzi apetyt na pojawienie się Fantastycznej Czwórki w filmie lub serialu – w wydaniu, które za wzór weźmie komiksy Jonathana Hickmana. Może kiedyś i to się ziści.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj